poniedziałek, 30 sierpnia 2010

CHRISTO STOICZKOW


PRZEGLĄD SPORTOWY: Z FC Barcelona wygrał pan ostatni Puchar Europy w 1992 roku. Pamięta pan jeszcze tamten mecz finałowy?
CHRISTO STOICZKOW: Oczywiście, że tak. Graliśmy z Sampdorią i zwyciężyliśmy 1:0 dzięki bramce Ronalda Koemana w dogrywce. To było bardzo ważne spotkanie. Barca zdobyła wówczas swój pierwszy w historii Puchar Europy, trofeum niezwykle istotne dla klubu. Poza tym w tamtym roku zdobyliśmy również mistrzostwo kraju. To właśnie wtedy narodziła się ta Barca, która dziś gra tak spektakularnie. Zresztą od tamtego czasu udało się powtórzyć ten wyczyn dwa razy.

PS: Ale już w nowej formule i pod nazwą Champions League.
Tak. Te współczesne rozgrywki Ligi Mistrzów są o wiele łatwiejsze. Dawniej bardzo trudno było dotrzeć do finału. Wystarczyło przegrać jeden mecz i już się odpadało. Teraz jest inaczej, ponieważ uczestniczą w nich także drużyny, które zajmują dalsze miejsca w lidze. Skoro jest to Liga Mistrzów, to powinni w niej grać wyłącznie mistrzowie. A w ten sposób do finału może awansować nawet drużyna, która zajęła trzecie czy czwarte miejsce w lidze.

PS: Czy w takim razie te rozgrywki straciły swój prestiż?
Uważam, że tak. Utraciły prestiż i poszły zdecydowanie w stronę komercji. Ale z punktu widzenia kibica jest to bardzo dobre, bo rozgrywa się znacznie więcej meczów. Jednak moim zdaniem teraz jest zdecydowanie za dużo drużyn. Poza tym w Champions League mogą grać zespoły, które nigdy nie były mistrzami w swoim kraju, a na przykład drużyny z mniejszych, uboższych państw, które wygrały swoje ligi – już nie. Na przykład Lewski Sofia czy CSKA Sofia, który jest 31-krotnym mistrzem Bułgarii nigdy nie grał w Lidze Mistrzów. Uważam, że to niesprawiedliwe.

PS: Właśnie dlatego szef UEFA, Michel Platini, wprowadził zmiany, aby pomóc w awansie do fazy grupowej drużynom z takich krajów, jak Bułgaria czy Polska…
No tak, ale wcześniej trzeba rozegrać sześć meczów fazy wstępnej! To jest bardzo trudne. Praktycznie niemożliwe. Ile takich drużyn awansuje? Jedna, może dwie. W tym roku udało się Żilinie, która zagra w Lidze Mistrzów po raz pierwszy. I bardzo dobrze. Ja jednak uważam, że mistrz każdego kraju powinien automatycznie mieć zapewniony awans do fazy grupowej i to nie tylko drużyny z Anglii, Francji, Hiszpanii czy Niemiec, jak jest do tej pory, ale także z mniejszych państw z Europy Środkowej. Ale niestety w grę wchodzą punkty w rankingu UEFA.

PS: Czyli postuluje pan, by znów wrócić do dawnego systemu?
To byłoby najuczciwsze.

PS: A pozostałe drużyny?
Te, które zajmują niższe miejsca w lidze o awans powinny walczyć między sobą. Takie jest moje zdanie.

PS: Pomówmy chwilę o FC Barcelona. W tym roku Katalończycy znów trafili do bardzo łatwej grupy: z Panathinaikosem, FC Kopenhaga i Rubinem Kazań…
Tylko tak się wydaje. Futbol nie jest łatwy. Proszę pamiętać, że w ubiegłym roku w fazie grupowej Barca też grała z Rubinem Kazań i przegrała na swoim stadionie. Nie ma już łatwych rywali. Dlatego trzeba być maksymalnie skoncentrowanym od pierwszej do 90. minuty. Ale to oczywiste, że FCB jest faworytem tej grupy, zresztą zawsze dociera bardzo daleko w Lidze Mistrzów. A mając tak znakomity zespół, doskonale przygotowany, jestem spokojny o to, że znajdzie się w finale. Poza tym odbędzie się on na Wembley, na tym samym stadionie, na którym my zdobyliśmy Puchar Europy w 1992 roku. W zeszłym sezonie się nie udało, w tym na pewno.

PS: Aktualny mistrz Europy, Inter Mediolan, może ponownie zagrać w finale?
Uważam, że ma na to duże szanse. To jest przecież ten sam zespół, zgrany, świetnie przygotowany, ze świetnymi piłkarzami. Rafa Benitez też jest znakomitym szkoleniowcem, który wygrał już Champions League z Liverpoolem.

PS: Kto jeszcze znajduje się w gronie pańskich faworytów?
Jak zawsze Chelsea, która ostatnio jest niezwykle silną drużyną. Trudno będzie ją zatrzymać. Manchester United, Olympique Lyon – mimo że w lidze wiedzie im się bardzo źle, to w Europie radzą sobie nieźle.

PS: A Real Madryt, który od sześciu lat nie może przebrnąć przez 1/8 finału?
O Realu wolę się nie wypowiadać.

PS: Jose Mourinho jest raczej symbolem sukcesu…
Tak, to wspaniała postać w piłce nożnej, doskonały trener, który ze wszystkimi swoimi drużynami odnosił wielkie sukcesy, zdobywał Ligę Mistrzów, ale o Realu nie mówię.

PS: To porozmawiajmy jeszcze o pana ukochanej drużynie. Czy ten zespół ma jakieś słabe punkty?
Uff… wiadomo, że zawsze jest coś do poprawienia. Pep Guardiola jest trenerem słynącym z perfekcji. Zdarza się, że jego zespół wygrywa wysoko, a on jest niezadowolony. Zawsze dba o to, by wyeliminować różne błędy, udoskonalić pewne elementy gry. I to jest logiczne i normalne.

PS: Dla Barcelony ważniejsza jest liga czy Champions League?
Są to zupełnie odmienne rozgrywki. W lidze zawsze możesz się potknąć i później to nadrobić. W pucharach nie ma na to szans, zwłaszcza począwszy od 1/8 finału, gdzie jeden błąd może kosztować bardzo wiele. Ale Guardiola w równym stopniu będzie walczył i o ligę, i o Champions League, i o Puchar Króla. Nie będzie to łatwe, ale nikt w Barcelonie nie odpuści żadnych rozgrywek.

PS: To dobrze, że z klubu odszedł Zlatan Ibrahimović?
Nie wiem. Nie byłem w szatni Barcy, nie wiem co tam się działo, jak wyglądały relacje Ibrahimovicia z pozostałymi. Jedno jest pewne: to wielki piłkarz, który zrobił bardzo wiele dla tego klubu i który ma również znaczy udział w zdobyciu mistrzostwa kraju. Ale na pewno miał trudności z przystosowaniem się.

PS: Sprowadzenie Javiera Mascherano to dobre posunięcie?
Znakomite. Bardzo wspierałem jego transfer i cieszę się, że trafił na Camp Nou. Uważam, że Javier to fenomenalny piłkarz, typ walczaka, którzy wniesie bardzo wiele do gry FCB i dodatkowo zwiększy rywalizację, bo na tej pozycji Barca ma przecież jeszcze Busquetsa, Adriano, Keitę…

PS: Barςa jest silniejsza niż rok temu?
Na pewno jest w stanie wygrać Champions League.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
Sierpień 2010

piątek, 27 sierpnia 2010

DAVOR ŠUKER




PRZEGLĄD SPORTOWY: W minioną sobotę FC Barcelona zdobyła Superpuchar Hiszpanii, pierwsze trofeum w tym sezonie. Piłkarze Pepa Guardioli mówią, że mogą wygrać wszystko. Uważa pan, że będą w stanie powtórzyć wyczyn sprzed roku i zdobyć sześć tytułów?
DAVOR ŠUKER: Nie sądzę. Takiej rzeczy dokonuje się tylko raz. Znacznie łatwiej jest wygrać niż później to powtórzyć. Chociaż nie ulega wątpliwości, że Barca ma wielki zespół i w meczu o Superpuchar pokazała, że może wyrządzić krzywdę każdemu.

PS: Także Realowi Madryt?
O tym się dopiero przekonamy. Spędziłem w Madrycie kilka lat i bardzo chciałbym, żeby Real zdobył w tym sezonie mistrzostwo Hiszpanii i wygrał Ligę Mistrzów. Mimo że jestem madridistą, to bardzo szanuję Futbol Club Barcelona za jego historię, za wszystko, czego dokonał.

PS: A zatem uważa pan, że w tym roku Real Madryt będzie stać na to, by stawić czoła odwiecznemu rywalowi?
Daję mu 50 procent szans. Jose Mourinho jest nowym człowiekiem w klubie, ale ze swoimi byłymi drużynami zawsze odnosił spektakularne sukcesy. Mam więc nadzieję, że będzie wygrywał także z Realem Madryt, chociaż na jego drodze stoi wielki i bardzo wymagający przeciwnik, jakim jest Barca. Na pewno nie będzie łatwo.

PS: Jedna ze słynnych fraz Mourinho brzmi: „Nie jestem najlepszym trenerem na świecie, ale nie widzę też nikogo lepszego ode mnie”. Podziela pan tę opinię?
Nie lubię takiego szufladkowania. Dla mnie Mourinho jest jednym z najlepszych na świecie. Ambitny, zdeterminowany i przede wszystkim z ogromnymi sukcesami na koncie, mimo wciąż młodego jak na szkoleniowca wieku.

PS: Co takiego ma Mourinho, a czego brakuje Guardioli?
Ufff… Trudne pytanie… Dlatego mówię, że Mourinho jest jednym z najlepszych, ponieważ zaraz obok stoi Guardiola. I jego również bardzo szanuję. Wydaje mi się, że tym, co wyróżnia Portugalczyka jest odpowiednie podejście psychologiczne do piłkarzy, którzy walczą o zdobycie wyznaczonego celu od pierwszego do ostatniego meczu. To ta psychologia pcha ich do przodu, dzięki temu prowadzone przez Mourinho drużyny najczęściej awansują do finału i go wygrywają. On należy do grona trenerów stworzonych do wygrywania i dzięki temu zyskuje sobie ogromny respekt nie tylko w Europie, ale i na świecie. Jednak teraz czeka go największa i najcięższa bitwa. Dopiero teraz zobaczymy kto z tej dwójki okaże się lepszy. Ten sezon będzie bez wątpienia najciekawszym i najważniejszym od lat w lidze hiszpańskiej. Real Madryt musi bowiem wreszcie zdobyć mistrzostwo, a FC Barcelona, jak powiedziałem wcześniej, tylko czeka, by wyrządzić krzywdę Królewskim.

PS: A czy obecny skład Realu jest lepszy niż ten z ubiegłego sezonu?
Odpowiedź na to pytanie przyjdzie dopiero za jakiś czas. Aby to ocenić musimy najpierw obejrzeć Gran Derbi, zobaczyć jak radzi sobie ta drużyna w Champions League... Jednak znając Jose Mourinho, jestem pewien, że stworzy znakomity zespół.

PS: Manuel Sanchis mówi, że gdyby zależało to od niego, sprowadziłby zupełnie innych piłkarzy. Jak pan ocenia te letnie transfery?
Na ich ocenę też przyjdzie czas dopiero po kilku meczach. Ale Mourinho jest znany z tego, że zawsze bardzo starannie dobiera piłkarzy, którzy są mu niezbędni, dlatego z pewnością są to właściwe decyzje transferowe. A Florentino Perez, który jest wielkim miłośnikiem futbolu i dla którego Real Madryt jest najważniejszy, zrobi wszystko, by wygrać ligę. To jest główny cel. Jeśli wygra również Champions League będzie to już ogromny sukces.

PS: Z wyjątkiem Ricardo Carvalho, kupiono samych pomocników: Khedirę, Özila, Canalesa, di Marię i Pedro Leona, podczas gdy Mourinho ma do dyspozycji w zasadzie tylko dwóch napastników: Benzemę i Higuaina, ponieważ już zapowiedział, że Cristiano Ronaldo nie jest dla niego typowym snajperem.
Rzeczywiście, jest problem z napastnikami. Trener na pewno doskonale zdaje sobie z tego sprawę i pewnie ktoś jeszcze na Santiago Bernabeu trafi. Poza tym w zespole musi być rywalizacja, tak by nikt nie spoczął na laurach, aby z każdym dniem dawał z siebie coraz więcej i cały czas grał na bardzo wysokim poziomie. Myślę, że Real dokona jeszcze transferu jakiejś wielkiej gwiazdy.

PS: Na przykład? Kogo pan najchętniej widziałby w barwach Realu?
Myślę, że Didier Drogba byłby idealnym piłkarzem, ale z tego co wiem on jest bardzo szczęśliwy w Chelsea... Tak czy inaczej to byłby idealny transfer, bo Drogba jest typem zawodnika, który podoba się Mourinho. Zresztą pracowali już razem kilka lat temu.

PS: A panu, jako byłemu napastnikowi, bardziej podoba się Cristiano Ronaldo czy Lionel Messi?
Cristiano Ronaldo i nie tylko dlatego, że jest zawodnikiem Realu Madryt. To wielki napastnik, jeden z najlepszych na świecie piłkarzy. Mam nadzieję, że będzie w jeszcze lepszej dyspozycji i że zdobędzie z klubem jakieś trofeum, ponieważ w zeszłym sezonie widać było jego frustrację wynikającą z zakończenia rozgrywek z pustymi rękami.

PS: Chciałby pan, żeby Real stawiał na wychowanków, jak czyni to Barcelona?
Oczywiście Real nie robi tego na taką skalę jak Barca, ale od zawsze sięgał po wychowanków. Czasem po prostu nie ma czasu, by czekać na dobrych zawodników z cantery, a skoro ma się pieniądze, można sobie pozwolić na kupowanie i to tych najlepszych. Ale jasne jest, że Real nie może być uzależniony wyłącznie od piłkarzy spoza klubu. Dobrze jest mieć w drużynie wychowanków i tworzyć taką mieszankę. Na pewno nie można tylko kupować. Trzeba też wychowywać.

PS: Sądzi pan, że ten sezon znów będzie zdominowany przez Real i FCB, czy może inne drużyny też włączą się do walki o mistrzostwo?
Mam nadzieję, że Sevilla, moja była drużyna, będzie w stanie nawiązać wyrównaną walkę z Realem i Barcą. Na pewno jest to zespół, który zasługuje na to, by być w czołowej trójce. Jose Maria del Nido zawsze dokłada wszelkich starań, żeby tak było. Wykonuje znakomitą pracę i jest wzorem prezydenta. Moje serce zawsze będzie przy Sevilli i Realu Madryt. Życzę im jak najlepiej.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
Sierpień 2010

piątek, 20 sierpnia 2010

MANO MENEZES




Przez najbliższe cztery lata będzie najważniejszą osobą w Brazylii. To w jego rękach znajduje się los reprezentacji, którą musi poprowadzić do szóstego w historii mistrzowskiego tytułu. Wybór Mano Menezesa nie jest przypadkowy. To w końcu trener od zadań specjalnych.

Jeśli wam, dziennikarzom, się podobało, to świetnie. To był dobry debiut. Bardzo dobry – powiedział Mano Menezes po meczu ze Stanami Zjednoczonymi, który Canarinhos gładko wygrali 2:0 po golach Neymara i Alexandre Pato. Bardziej chyba niż zwycięstwo, brazylijskich dziennikarzy ucieszył styl. Nowy selekcjoner wskrzesił bowiem słynne jogo bonito. Reprezentacja Brazylii na powrót gra piękny, ofensywny futbol. Trener w wyjściowym składzie dał szansę aż ośmiu nowym zawodnikom, a mimo to widać było zespół poukładany i rozumiejący się perfekcyjnie. Doskonale ułożony w defensywie i zachwycający w ataku. I za to żurnaliści w Kraju Kawy kłaniają się nowemu selekcjonerowi w pas. Owszem, jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale nie ulega wątpliwości, że Menezes jest obecnie jednym z najlepszych brazylijskich szkoleniowców, trenerem od zadań specjalnych. To on wyciągnął Corinthians z drugiej ligi, po czym wygrał z nim mistrzostwo stanowe oraz Puchar Brazylii. Obejmując posadę trenera reprezentacji, zostawiał zespół z São Paulo na drugim miejscu w lidze. Teraz musi od początku zbudować drużynę Canarinhos i przygotować ją na przyszłoroczny turniej Copa America i, przede wszystkim, na mistrzostwa świata w 2014 roku. – Nie wierzę w amulety, lecz w ciężką w pracę – to jedna z jego życiowych dewiz.

Uzależniony od taktyki
Luis Antonio Venker de Menezes jest symbolem zupełnie nowej generacji w brazylijskim futbolu. Absolutne przeciwieństwo swego poprzednika Carlosa Dungi. Ten 48-letni szkoleniowiec jak nikt potrafi zaprowadzić dyscyplinę. Z jednej strony dba o dobrą atmosferę w drużynie, jest otwarty na dialog z piłkarzami, ale gdy trzeba, umie uderzyć pięścią w stół. – Posiada niezwykle silną osobowość. Jeśli ktoś nie zachowuje się tak jak on tego wymaga, bez mrugnięcia okiem wyrzuca danego zawodnika ze składu. Wszyscy traktowani są równo, nie robi żadnych wyjątków dla gwiazd – opowiada Bruno Coutinho, pomocnik Polonii Warszawa, który z Mano Menezesem pracował w Gremio Porto Alegre.
– Ogląda bardzo dużo meczów, czasem wręcz przesadza z ich ilością – zauważa William, kapitan Corinthians. – Potrafi właściwie pokierować piłkarzami i sprawia, iż każdy czuje, że jest najlepszy – dodaje.
Ponadto nowy selekcjoner nieustannie zgłębia tajniki trenerskiego fachu i dokładnie studiuje zagadnienia taktyczne. – Zawsze rozbiera wszystko na czynniki pierwsze, szczegółowo analizuje każdy aspekt gry swojej drużyny oraz przeciwnika. Jest niezwykle przekonywujący, zdyscyplinowany, posiada silne skłonności przywódcze. Cała drużyna była nim zachwycona – wspomina Pedro Kölling, prezydent Guarani w czasach, gdy w klubie pracował Menezes.

Krytyczny i wymagający
Zanim zaczął grać w piłkę, trenował lekką atletykę. Biegał na 400 metrów (na jednym z turniejów zdobył nawet złoty medal), a jako dziecko uprawiał m.in. skok w dal. Mając 11 lat osiągnął swój najlepszy wynik: 4,60 m. Pomimo sukcesów na pierwszym miejscu i tak pozostawał futbol. W 1979 roku, w wieku 17 lat, stawiał pierwsze kroki w barwach klubu Rosario w swoim rodzinnym mieście Passo do Sobrado. Zaczynał jako napastnik, następnie został przesunięty na środek boiska, potem na skrzydło, aż wreszcie był ustawiany w linii obrony. Zacząłem interesować się futbolem  z powodu mojego ojca, który był prezydentem Rosario. W tamtych czasach gra w piłkę była jedynym zajęciem, które pozwalało wypełnić wolny czas, była weekendową atrakcją – opowiadał Mano Menezes. Z każdym dniem moja pasja do futbolu stawała się coraz większa. Miałem ogromne szczęście przebywania ze wspaniałymi osobami, które nauczyły mnie, co jest najważniejsze w życiu – dodawał Menezes.
Był jednak obrońcą pozbawionym umiejętności technicznych, widział doskonale jak bardzo odstaje od kolegów.
Po przygodzie w Rosario, występował jeszcze we Fluminense de Mato Leitão oraz w Guarani. W barwach tego ostatniego wywalczył nawet trofeum. W 1988 roku kiedy był kapitanem drużyny, wykonywał ostatni rzut karny, który przesądził o zdobyciu tytułu dla jego zespołu w amatorskim turnieju.
– Kiedy Guarani awansował do drugiej ligi stanowej, byłem w drużynie jeszcze przez dwa lata, ale nie występowałem w podstawowej „11”. To wtedy przeanalizowałem swoją sytuację, doszedłem do wniosku, że zespół ma lepszych piłkarzy, mimo że dostawali oni marne wynagrodzenie. Zdecydowałem się studiować wychowanie fizyczne – wspomina obecny selekcjoner.
– Zawsze był bardzo krytyczny wobec siebie i doskonale zdawał sobie sprawę, że nie posiadał wystarczających umiejętności, by zrobić karierę jako profesjonalny piłkarz. Bardzo dużo od siebie wymagał, a na boisku był prawdziwym przywódcą. Wiedziałem, że zostanie doskonałym trenerem – mówi Telmo Kist, trener Guarani w 1988 roku.
W 1986 roku, równolegle cały czas grając w piłkę, rozpoczął studia na Uniwersytecie w Santa Cruz do Sul. Oprócz tego pracował także w fabryce papierosów w Venâncio Aires, gdzie był odpowiedzialny za przyjmowanie tytoniu i wydawanie faktur. Zrobił również kurs sędziowski i prowadził nawet kilka meczów w stanie Rio Grande do Sul. – To jest bardzo pomocne w pracy trenera, ponieważ człowiek doskonale wie dlaczego nie zgadza się z decyzjami arbitra. Protestowanie dla samego protestowania jest bez sensu – uważa Menezes.  

Mission possible
Karierę trenerską rozpoczynał w 1997 roku tam, gdzie zakończył grę w piłkę, czyli w Guarani, pracując z młodzieżą. Później krótko trenował młode drużyny w Brasil de Pelotas, w klubie Iraty, by w 2003 roku na krótko wrócić do Guarani. Już wtedy był dość znanym szkoleniowcem na południu Brazylii, ale sławę w całym kraju zapewnił mu dopiero sukces z klubem 15 de Novembro. Ze skromną drużyną z Passo Fundo dotarł do półfinału Pucharu Brazylii, który przegrał jednak z Santo Andre. Ostatecznie jego zespół zajął w tych rozgrywkach 3. miejsce, wyprzedzając takie potęgi jak Palmeiras czy Fluminense. W 2004 roku objął Caxias, kolejny skromny klub z południa kraju, ale już rok później upomnieli się o niego działacze Gremio Porto Alegre. Miał zreformować drużynę, wówczas występującą w Serie B i awansować do brazylijskiej ekstraklasy. Misja udała się dopiero w ostatnim meczu kolejki. Gremio mierzyło się na wyjeździe z Nautico na Estadio dos Aflitos. Zwycięzca tego pojedynku miał zapewnioną promocję do Serie A. Gremio kończyło mecz w siódemkę, a gola na miarę awansu zdobył wówczas Anderson, dziś piłkarz Manchesteru United. Tamten mecz przeszedł do historii brazylijskiego futbolu jako „Bitwa na Aflitos”. Już rok później prowadzony przez Menezesa zespół zajął trzecią lokatę w rozgrywkach ligowych. W 2008 roku wygrał mistrzostwo stanowe i dotarł do finału Copa Libertadores, przegrywając jednak z Boca Juniors. – Stawiając na kogoś, człowiek ma nadzieję, że jest to właściwa osoba. Ale Mano absolutnie mnie zaskoczył. Nie sądziłem, że  w tak szybkim czasie awansuje do Serie A – przyznawał Pedro Kölling.
Sukcesy z Gremio spowodowały, że zdecydował się na kolejną – z pozoru – niewykonalną misję. Miał wprowadzić na salony brazylijskiego futbolu Corinthians, jeden z najpopularniejszych klubów w Brazylii, występujący wówczas w Serie B.  – To największy projekt naszego futbolu – mówił wtedy Menezes.
W pierwszym roku pracy doprowadził zespół do finału Pucharu Brazylii (Corinthians przegrał ze Sport Recife) oraz z pierwszego miejsca zapewnił klubowi awans do Serie A. Rok 2009 to kolejne pasmo sukcesów: mistrzostwo stanowe i Puchar Brazylii oraz przyciągnięcie do klubu dawnych gwiazd reprezentacji Canarinhos: Ronaldo i Roberto Carlosa.

Trener nowoczesny
Wśród trenerskich wzorów wymienia szkoleniowców, podobnie jak on, pochodzących ze stanu Rio Grande So Sul, a więc nieżyjącego już Enio Andrade oraz Luiza Felipe Scolariego. Menezes jest nie tylko wielbicielem, ale i znawcą literatury. Poza tym jako pierwszy człowiek związany z futbolem zaczął prowadzić Twittera. To jego córka Camilla, mieszkająca w Londynie dziennikarka, namówiła go na prowadzenie tego swoistego bloga, założyła mu stronę, a on dokonuje tylko wpisów. Zamieszcza informacje o tym, na które mecze się wybiera, a które ogląda bądź oglądał w telewizji, o spotkaniach w federacji, o wyborze swoich współpracowników, zapowiada o udziale w programach telewizyjnych… Jego wpisy śledzi ponad półtora miliona osób, a w ubiegłym roku angielski dziennik „The Daily Telegraph” uznał Twitter Menezesa za jeden z 10 najbardziej wpływowych na świecie.

Barbara Bardadyn
Sierpień 2010

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

HUGO ALMEIDA




PRZEGLĄD SPORTOWY: Powiedział pan niedawno, że  w tym sezonie chce być jednym z najważniejszych piłkarzy w drużynie Werderu. Wcześniej tak nie było?
HUGO ALMEIDA: To nie tak. Zawsze czułem się ważny, potrzebny, ale sądzę, że w tym roku mam wystarczająco dużo potencjału, by stać się jeszcze bardziej pomocny drużynie i odgrywać w niej bardziej istotną rolę. Gra na mistrzostwach świata sprawiła, że stałem się piłkarzem dojrzalszym i to doświadczenie, które zdobyłem w RPA chcę przenieść teraz na występy w klubie.

PS: Porażka na mundialu jeszcze siedzi w pańskiej głowie?
Cały czas uważam, że mogliśmy osiągnąć więcej na tym turnieju. Niestety, trafiliśmy na Hiszpanię, późniejszego mistrza świata, już w 1/8 finału… i prawie udało nam się uzyskać dobry wynik. Portugalia miała drużynę, która mogła walczyć o puchar, ale zostaliśmy w połowie drogi.

PS: Czego zatem zabrakło, by pójść dalej?
Trochę szczęścia i precyzji. Mogliśmy pokonać Hiszpanię, ale nie potrafiliśmy wykorzystać naszych okazji.

PS: Co trzeba koniecznie zmienić, aby myśleć o sukcesie podczas EURO 2012?
Reprezentacja, którą mamy jest silna, dlatego główne zmiany muszą zajść w mentalności, psychice, nastawieniu. Jeśli chcemy realnie myśleć o zdobywaniu tytułów, nie możemy przegrywać w taki sposób, w jaki przegraliśmy na mundialu.

PS: W środę Werder gra pierwszy mecz o awans do fazy grupowej Champions League. Trener Sampdorii, Domenico Di Carlo, mówi, że jego drużyna może was pokonać jeśli do obu meczów podejdzie z odpowiednią organizacją i mentalnością. Obawiacie się Włochów?
Jesteśmy spokojni. Mamy za sobą świetny sezon przygotowawczy i uważam, że do meczu z Sampdorią przystępujemy w niezłej formie. Wiemy, że oni mają znakomity zespół, którego największa gwiazdą jest Antonio Cassano. Ale my musimy skupiać się na sobie, grać swój futbol i jestem przekonany, że zakwalifikujemy się do fazy grupowej, chociaż wiem, że nie będzie to proste.

PS: Jak pokonać Sampdorię?
Przede wszystkim zachowując maksymalną koncentrację. Sampdoria to bardzo silna  drużyna, która dysponuje fenomenalnym atakiem. Ponieważ pierwszy mecz gramy u siebie, ważne jest, by nie stracić gola.

PS: Ubiegły sezon Werder zakończył na trzecim miejscu. Jakie cele stawiacie sobie teraz?
W ostatnich latach zajmujemy czołowe lokaty w Bundeslidze, ale nie udało się zdobyć mistrzostwa. Uważam, że nadszedł wreszcie czas, by to zmienić. Wiem, że mamy wystarczająco mocną drużynę, by walczyć o tytuł. Musimy tylko udowodnić to na boisku.

PS: Od kilku tygodni mówi się o transferze pana klubowego kolegi Mesuta Özila do Realu Madryt. Czy to byłby dla niego dobry kierunek?
Każdy piłkarz marzy o grze w takim klubie jak Real Madryt. Özil jest fantastycznym zawodnikiem. Jeśli rzeczywiście znalazłby się w Hiszpanii, myślę, że ma ogromny potencjał, by błyszczeć w tamtej lidze. Mam jednak nadzieję, że zostanie z nami, ale wszystko może się zdarzyć.

PS: Czy przyjście Raula do Schalke 04 sprawi, że liga niemiecka będzie ciekawsza?
Oczywiście, że tak! Już jest. Raul to rasowy napastnik, znakomity piłkarz, jeden z najlepszych na świecie. Z Realem tworzył historię, dokonał wielkich rzeczy. Pierwsze mecze w barwach Schalke już pokazały, że będzie jedną z gwiazd Bundesligi. Ale muszę szczerze przyznać, że byłem zaskoczony jego odejściem z Realu. Byłem przekonany, że zakończy karierę w Madrycie. On jest utożsamiany z Realem. Niewielu jest piłkarzy, którzy przez całą karierę grają w jednym klubie i za to właśnie są najbardziej cenieni przez kibiców.

PS: Co myśli pan o Sebastianie Boenischu? Bardzo możliwe, że będzie grał w reprezentacji Polski.
To świetny zawodnik i jestem przekonany, że może pomóc polskiej drużynie. Werderowi daje naprawdę wiele, wszyscy są z niego zadowoleni. Myślę, że gra w reprezentacji będzie dla niego spełnieniem marzeń.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
Sierpień 2010

MĺCHEL



PRZEGLĄD SPORTOWY: Z panem na ławce trenerskiej Getafe zajęło w ubiegłym sezonie szóste miejsce w lidze, najwyższe w historii klubu i wywalczyło grę w eliminacjach do Ligi Europy. Mając tak skromną drużynę, to ogromne osiągnięcie.
MICHEL: Wszystko zawdzięczam moim piłkarzom, którzy byli w stanie zapracować na ten sukces. Wierzyli w swoje umiejętności, a to jest najważniejsze. Graliśmy naprawdę na bardzo wysokim poziomie, co cieszy mnie przed nowym sezonem.

PS: O awans do fazy grupowej Ligi Europy pana drużyna walczy z APOEL-em Nikozja. W pierwszym meczu wygraliście u siebie skromnie, 1:0. Czy brak doświadczenia w takich rozgrywkach może działać na niekorzyść pana drużyny?
Brak doświadczenia rekompensujemy sobie nadziejami i pewnością siebie. Trzeba pamiętać, że aż do 2007 roku Getafe nigdy nie grało w rozgrywkach europejskich, a dotarło aż do ćwierćfinału Pucharu UEFA. Liczę, że drugi raz też uda się coś osiągnąć.

PS: Ale zamiast wzmacniać drużynę klub sprzedał najlepszych zawodników: Roberto Soldado do Valencii i Pedro Leona do Realu Madryt, ściągając na ich miejsce Arizmendi’ego i Borję. Getafe będzie ewidentnie słabsze w tym sezonie.
Na pewno będzie to drużyna prezentująca odmienny styl. Jesteśmy zespołem, który w każdym sezonie budowany jest na nowo. Wynika to z wewnętrznych potrzeb i polityki. Getafe to skromny klub, więc jeśli pojawia się okazja do sprzedania wartościowego piłkarza, po prostu się to robi. A co do aspektu sportowego, to wyniki powiedzą prawdę i pokażą czy rzeczywiście się osłabiliśmy.

PS: Ma pan drużynę, by walczyć na trzech frontach? Czy może któreś rozgrywki są ważniejsze?
Wiemy na co nas stać. Fakt, że gramy w Europie jest dla nas dużą nagrodą, jednak przyznaję, że bardziej skupiamy się na rozgrywkach krajowych, głównie na Pucharze Króla. To jest nasz główny cel.

PS: Klub zdecydował, że pański syn Adrian Gonzalez nie będzie dłużej zawodnikiem Getafe. Pan twierdził, że to przez więzy rodzinne…
Prezydent miał swoje powody, by to zrobić. To on o wszystkim decyduje. Tak było zawsze, nawet przed moim przyjściem do Getafe. Postanowił o rozwiązaniu kontraktu z Adrianem i jestem przekonany, że zadecydowały o tym nie tylko względy sportowe. Na pewno wziął pod uwagę także inne aspekty i podjął taką decyzję. Ja ją szanuję. Zostałem zatrudniony, żeby trenować. A Adrian podpisał niedawno kontrakt z Racingiem Santander.

PS: Jeszcze do niedawna spekulowało się, że Getafe może sprowadzić Daniela Güizę. Będą jeszcze jakieś wzmocnienia?
Tymi sprawami zajmuje się prezydent. On decyduje kto odchodzi i kto przychodzi, podejmuje wszystkie decyzje sportowe. Ja dostaję gotowy zespół, z którym mam pracować. Wszystko, z wyjątkiem ustalania składu, jest w rękach prezydenta.

PS: Czy przed odejściem Pedro Leona dawał mu pan jakieś wskazówki? W końcu niewiele osób zna Real Madryt tak dobrze jak pan.
Owszem, rozmawialiśmy, ale on jest na tyle utalentowanym zawodnikiem, że moje rady nie mają większego znaczenia. Pedro gra na naprawdę wysokim poziomie i wkrótce to udowodni. Uważam, że ma ogromne szanse na regularne występy w podstawowym składzie.

PS: Wraz z odejściem Gutiego i Raula w Realu Madryt skończyła się pewna era. Był pan zaskoczony ich decyzją?
Nie. Wiedziałem, że ich etap w Realu powoli dobiega końca. Każdego to kiedyś czeka i trzeba się z tym pogodzić. To najlepsze co mogli zrobić, chcąc nadal grać na wysokim poziomie i, przede wszystkim, grać regularnie. A obaj chcą nadal to robić. I uważam, że mają szanse, by triumfować w swoich nowych klubach, ale pod warunkiem, że nie będzie się porównywać ich gry z tym, co prezentowali w Realu Madryt.

PS: Za chwilę rozpoczyna się nowy sezon. Myśli pan, że wreszcie w walce o tytuł będą liczyć się też inne drużyny, czy mistrzostwo znów rozegra się między Realem i Barsą?
Liga hiszpańska już od pewnego czasu jest zmonopolizowana przez Real i FCB. Są oni, a daleko w tyle pozostali. Powiedziałbym nawet, że dzieli nas zbyt duży dystans. I nie jest to dobre. Chociaż uważam, że takie drużyny jak Valencia, Atletico Madryt i Sevilla mogą być pewną alternatywą, chociaż nie wydaje mi się, by wystarczyło im sił, żeby walczyć o mistrzostwo.

PS: Kilka miesięcy temu pytałam pan o polskich piłkarzy, z którymi pracował pan w rezerwach Realu Madryt. Wówczas występowali jeszcze w polskiej lidze, ale od pewnego czasu Krzysztof Król gra w Chicago Fire, a Kamil Glik w Palermo.
To bardzo dobrze, że nadal szukają nowych doświadczeń. Gra w klubach zagranicznych to na pewno ogromna szansa na rozwój, na pokazanie się i zyskanie szansy na kolejny większy krok. Bez względu na ich następne wybory, życzę im wszystkiego najlepszego.

PS: Trzeci z pańskich podopiecznych, Szymon Matuszek, nadal jest w Polsce, ale w odpowiedniku hiszpańskiej Segunda Division i nie gra regularnie …
Jestem bardzo zaskoczony. Szymon był według mnie piłkarzem najbardziej kompletnym z całej trójki. To świetny pomocnik o doskonałych warunkach fizycznych, szybko uczący się techniki. Uważam, że gdyby dostał szansę, mógłby odnieść sukces.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
Sierpień 2010

czwartek, 5 sierpnia 2010

THOMAS N’KONO





PRZEGLĄD SPORTOWY: Czy reprezentacja Kamerunu jest w stanie kryzysu?
THOMAS N’KONO: Jest w przebudowie, a to zupełnie inna sprawa. Na pewno trzeba zmienić wiele rzeczy, a to należeć już będzie do zadań nowego selekcjonera. Trzeba tylko zaczekać. Rekonstrukcja tej drużyny na pewno jest niezbędna.

PS: Na mundialu Kamerun przegrał wszystkie mecze.
Jeśli drużyna zajmuje ostatnie miejsce w grupie, to oznacza, że gdzieś zostały popełnione błędy i że przygotowanie do turnieju nie było dobre. Ja już sześć miesięcy temu alarmowałem, że w reprezentacji jest problem, ale nikt mnie nie słuchał. I stało się tak, jak się stało.

PS: Jakie błędy popełnił zatem Paul Le Guen?
Selekcjoner musi przede wszystkim wiedzieć w jaki sposób zarządzać grupą piłkarzy. Jeśli tego nie potrafi, pojawia się problem. Tym bardziej jeśli mówimy o tak ważnym turnieju, jakim są mistrzostwa świata, gdzie wszyscy muszą być zmobilizowani, zjednoczeni i darzyć siebie wzajemnym zaufaniem. Trzeba wytworzyć pozytywną atmosferę, umieć motywować. Jeśli ktoś tego nie potrafi – jest problem.

PS: Dlaczego drużyny afrykańskie poniosły klęskę na turnieju organizowanym na swojej ziemi? Oczekiwania były ogromne.
Z mojego punktu widzenia problem z zespołami afrykańskimi polega na wyborze trenerów. Nie można wziąć szkoleniowca z zagranicy, który w trzy miesiące ma stworzyć drużynę zobligowaną do wygrywania wszystkiego. To nierealne. Na sukces pracuje się latami. Trener musi w pierwszej kolejności poznać swoich zawodników, wybrać odpowiedni system gry i systematycznie formować drużynę. Nigeria miała nowego trenera. Podobnie Kamerun i Wybrzeże Kości Słoniowej. Jedyną reprezentacją, która wyróżniała się na tym tle była Ghana, ponieważ Milovan Rajevac pracuje z tą drużyną już prawie dwa lata. Dlatego spośród wszystkich afrykańskich reprezentacji osiągnęła najwięcej. To normalne.

PS: Czy to oznacza, że Ghana jest w tej chwili najlepszą drużyną na Czarnym Lądzie?
Nie, to nie ma nic wspólnego z byciem najlepszym. Po prostu Ghana jest zespołem dużo lepiej zorganizowanym niż pozostałe. Ale ja już przed mundialem mówiłem, że Ghana rozegra bardzo dobry turniej.

PS: Carlos Kameni nie zagrał w RPA ani minuty. W bramce zastępował go Souleymanou Hamidou, na co dzień grający w tureckim Kayserisporze. Czy w takim układzie Kameni nadal jest najlepszym afrykańskim golkiperem?
Trudno to ocenić, tym bardziej, że nie jest doceniany tam, gdzie być powinien, czyli na boisku. A fakt, że gra w Europie, w silnej lidze hiszpańskiej i że jest podstawowym bramkarzem drużyny, coś przecież oznacza i nadaje rangę. Nie wiem dlaczego nie był podstawowym bramkarzem reprezentacji.

PS: Odkrył pan jakiś bramkarski talent podczas tych mistrzostw świata?
Hmm… Podobał mi się Eduardo z Portugalii. Zagrał bardzo dobrze, pewnie. Był rewelacją turnieju. W reprezentacji kontynuował to, co w trakcie całego sezonu pokazywał w swoim klubie... Ja zawsze powtarzam, że wygrywa ta drużyna, która ma najlepszego bramkarza. I proszę bardzo, wygrała Hiszpania. Ale muszę też wyróżnić Maartena Stekelenburga. To w dużej mierze dzięki niemu Holandia dotarła do finału.

PS: Czy Iker Casillas jest bramkarzem perfekcyjnym?
Na tej pozycji nikt nie jest perfekcyjny. Zawsze trzeba coś poprawiać, doskonalić, stale pracować. Nikt nigdy nie opanował bramkarskiego fachu do perfekcji. Jednak nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Casillas jest w czołówce najlepszych bramkarzy. To, co pokazywał w fazie pucharowej mundialu zasługuje na najwyższy podziw. Jego interwencje wielokrotnie okazywały się kluczowe. Potwierdził swoją klasę i wielkość.

PS: Trzech najlepszych bramkarzy według Thomasa N’kono to…
W tej chwili, mając w pamięci jeszcze mecze mundialowe, powiem, że Casillas, Stekelenburg i Eduardo.

PS: Kojarzy pan polskich bramkarzy?
Znam Fabiańskiego, ponieważ często oglądam mecze Arsenalu oraz oczywiście Dudka. Dudek to zawodnik bardzo doświadczony, który doskonale spełnia swoją rolę zmiennika Casillasa. A wiedząc, że i tak nie będzie się grało, jest to zadanie niezwykle trudne.

PS: W Anglii występuje jeszcze dwóch polskich bramkarzy: Tomasz Kuszczak w Manchestrze United i Wojciech Szczęsny w Arsenalu.
Niestety nie znam ich, ale mogę powiedzieć tylko, że dla młodych zawodników najważniejsze jest, by grać, grać i jeszcze raz grać. Siedząc na ławce na pewno nie będą się rozwijać, nie będą doskonalić swoich umiejętności, a co za tym idzie nie będą właściwie oceniani przez innych. Błędy eliminuje się wraz z kolejnymi rozegranymi meczami.

PS: Pamięta pan jeszcze mecz z Polską na mundialu w 1982 roku?
Oczywiście, że tak. To było bardzo trudne spotkanie. W pierwszej połowie dominowała polska drużyna, ale w drugiej to my byliśmy zdecydowanie lepsi i zasłużyliśmy na wygranie tamtego meczu, a tak skończyło się bezbramkowym remisem…

PS: O obecnej reprezentacji Polski z pewnością niewiele pan wie?
Z tego co pamiętam ostatni mecz Kamerunu z Polską miał miejsce jakieś pięć, sześć albo i więcej… chyba nawet osiem lat temu (w 2001 roku – przyp. red.). Na pewno znów padł remis 0:0.

PS: Teraz polska drużyna wygląda już zupełnie inaczej. Są w niej praktycznie sami młodzi piłkarze, przygotowywani pod kątem mistrzostw Europy. Jakiego meczu spodziewa się pan zatem tym razem?
Na pewno będzie zupełnie inny od tamtego sprzed lat. Reprezentacja Kamerunu będzie musiała zmienić swoją filozofię gry, z tego co pani mówi, polska drużyna też jest w fazie przebudowy. Dlatego to będzie eksperyment, pewnego rodzaju test dla obu drużyn.

PS: Pomówmy na koniec o Espanyolu. Jak postrzega pan drużynę w obliczu nowego sezonu?
Cały czas się przygotowujemy. Pracujemy nad wieloma aspektami. Zespół jest w dobrej formie, ale cały czas poprawiamy te elementy, które w ubiegłym sezonie nie funkcjonowały tak jak powinny. Na pewno będziemy chcieli poprawić 11. miejsce z minionych rozgrywek.

PS: Z klubem pożegnał się Raul Tamudo i Nico Pareja. Trener Mauricio Pochettino przyznaje, że bardzo zaskoczyła go sprzedaż argentyńskiego stopera. Czy wraz z jego odejściem Espanyol rzeczywiście dużo stracił?
Nigdy nie wiadomo. To jest futbol i może wydarzyć się wiele rzeczy. Nico Pareja na pewno był dla nas bardzo ważnym piłkarzem, znakomitym obrońcą. Mam nadzieję, że jego odejście nie zaszkodzi drużynie, ale wręcz przeciwnie: inni będą musieli bardziej się starać, by godnie zająć jego miejsce i drużyna tylko na tym skorzysta.

PS: Uważa pan, że nadchodzący sezon w Primera Division znów będzie „cosa de dos”, że o mistrzostwo znów będą walczyć tylko FC Barcelona i Real Madryt?
Trudno powiedzieć. Na pewno te dwie drużyny bardzo dobrze się wzmocniły, ale liga hiszpańska jest niezwykle trudna, rywalizacja w niej jest ogromna. Dlatego mam nadzieję, że do wyścigu włączą się również inne zespoły. Przypuszczam, że będą to bardziej wyrównane rozgrywki niż to, co obserwowaliśmy w ubiegłym sezonie.

PS: Jakie cele stawia sobie Espanyol na ten sezon?
Na pewno chcemy zdobyć więcej punktów niż w ubiegłym. Bardzo chciałbym, aby drużyna mogła o coś walczyć, wygrać jakieś trofeum. Niemniej najważniejszą sprawą jest skonsolidowanie zespołu, stworzenie zgranego kolektywu oraz potwierdzenie, że to, co osiągnęliśmy w minionym sezonie nie było dziełem przypadku. Espanyol jest bardzo młodą drużyną. Trzeba będzie zobaczyć jak poradzą sobie ci młodzi zawodnicy, jak wkomponują się w zespół i czy nie przerośnie ich presja.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
31 lipca 2010, godz. 0.30, Cornellà-El Prat, Barcelona

RAÚL




Chyba nawet najwięksi wrogowie Realu Madryt nie przypuszczali, że nadejdzie dzień kiedy zobaczą go w koszulce innej drużyny. A jednak. Po 16 latach Raul, ikona Królewskich, wielki kapitan, genialny piłkarz i cudowny człowiek, wzbudzający respekt i podziw rywali, opuścił Santiago Bernabeu i na dwa lata zawiązał się z Schalke 04.

Jego rozstanie z Realem przypominało pogrzeb. Pogrzeb, na który wielu jednak nie dotarło. To było potwornie smutne. I nie tylko dlatego, że odchodził wielki piłkarz, wielki goleador, człowiek, który pobił niemal wszystkie możliwe rekordy. Za 16 lat wytężonej pracy, sukcesów i wzruszeń, należało mu się godne pożegnanie, choćby w niewielkim stopniu przygotowane z taką pompą, z jaką w ubiegłym roku witano na Santiago Bernabeu Cristiano Ronaldo. Na przywitanie Portugalczyka przyszło wówczas 80 tysięcy kibiców. Na pożegnaniu Raula obecnych było 300 osób. Z trudem powstrzymując łzy wygłosił on pożegnalną mowę, od Florentino Pereza dostał pamiątkowy zegarek. I tyle. Nawet koszulkę z numerem „7” już następnego dnia przekazano Cristiano Ronaldo. A „siódemka” powinna być nietykalna. W hołdzie i w podziękowaniu dla piłkarza, który na zawsze będzie uosabiany z Realem Madryt.

Madridista o czerwono-białym sercu
–Na pierwszym treningu pojawił się niczym bezpański pies: nieufny i trochę wychudzony. Oczywiście jego obecność nie była w stanie wywrzeć na nikim wrażenia, ale wystarczyło, że piłka znalazła się w grze, a on przeistaczał się w kogoś wielkiego. Nie bał się nikogo. Ani piłkarzy światowego formatu, którzy byli jego kolegami z boiska, ani rzeźników, którzy go faulowali. A miał tylko 17 lat – wspomina Jorge Valdano, który dzisiejszej ikonie Realu Madryt dał szansę debiutu w pierwszej drużynie.
Był 28 października 1994 roku kiedy Valdano powołał 17-letniego chłopaka na pierwszy mecz ligowy. Real grał na wyjeździe na La Romareda. – Powiedziałem moim rodzicom, że jadę do Saragossy. „Do Saragossy? A po co?” – zapytał zaskoczony ojciec. Byłem tak podekscytowany, że nie mogłem nawet jeść – wspominał po latach Raul. – W autobusie w drodze do Saragossy zacząłem go szukać, żeby z nim porozmawiać. Byłem przekonany, że jest bardzo zdenerwowany przed meczem, a znalazłem go spokojnie śpiącego – opowiadał Valdano.
Tydzień później strzelił swego pierwszego gola i to w derbach z Atletico, czyli z klubem, w którym zaczynał swoją przygodę z futbolem, w którym spędził dwa lata i – zanim jeszcze zadebiutował w pierwszej drużynie Realu – do którego mógł wrócić. Mało brakowało. Pochodząca z południowej części Madrytu niezbyt zamożna rodzina państwa Gonzalez Blanco od zawsze kibicowała Atletico, a miłością do Los Colchoneros zaraził Raula jego brat. Przyszły napastnik Królewskich zapewne zostałby w Atleti, ale prezydent Jesus Gil postanowił zlikwidować drużyny młodzieżowe. Skauci Realu zadziałali natychmiast i Raul trafił do obozu odwiecznego wroga. Po dwóch latach władze Atleti zorientowały się, że wypuściły z rąk piłkarza ponadprzeciętnego i postanowiły działać. Młody zawodnik był już praktycznie spakowany i gotowy do powrotu, ale ówczesny trener Realu niemal stanął na głowie, by zatrzymać młodą gwiazdę. – Porozmawiałem z nim w cztery oczy. Przekonałem go. Ale wtedy po raz pierwszy w życiu oszukałem piłkarza. Powiedziałem, że niebawem będzie grał mecze towarzyskie… a grał oficjalne – wspomina Jorge Valdano.
Raul nigdy nie przyzna tego publicznie, ale do dziś darzy klub z Vicente Calderon szczególnym sentymentem i zawsze interesują go wyniki meczów. Cała jego rodzina pozostała wierna tradycji i nadal kibicuje Los Rojiblancos.

On umrze bez futbolu
W wieku 19 lat miał już na koncie sto meczów w Primera Division i dwa tytuły mistrza Hiszpanii. W ciągu 16 lat spędzonych w klubie z Chamartin dwukrotnie wygrywał Trofeo Pichichi dla najlepszego strzelca: w sezonie 1998/99 zdobył 25 goli, a w sezonie 2000/01 – 24. W barwach Królewskich sześciokrotnie zdobywał mistrzostwo Hiszpanii, trzy razy Champions League, dwukrotnie Puchar Interkontynentalny, raz Superpuchar Europy i cztery Superpuchary Hiszpanii. Jego statystyki mogą przyprawić o zawrót głowy: 550 meczów w lidze i 228 goli, 45 w Pucharze Króla (25 goli) i 135 w europejskich pucharach (67 trafień). Łącznie w 741 meczach strzelił 323 gole. W reprezentacji wystąpił 102 razy i zdobył 44 bramki. To absolutny snajperski rekord La Roja. Ponadto jest piłkarzem, który rozegrał najwięcej meczów w koszulce Realu, który strzelił dla klubu najwięcej goli w lidze i w rozgrywkach europejskich, a także cały czas pozostaje najskuteczniejszym zawodnikiem w historii Champions League (66 goli). Nigdy nie dostał czerwonej kartki.
Jego imponujące CV ma jednak dwie białe plamy. Aby mógł czuć się absolutnie spełnionym jako futbolista zabrakło mu dwóch rzeczy: sukcesu z reprezentacją i Złotej Piłki, prestiżowej nagrody tygodnika „France Football”. Najwyżej, na 2. miejscu, znalazł się w 2001 roku. Wtedy o 36 głosów wyprzedził go Michael Owen (FC Liverpool). – Raul to taki Messi albo Cristiano swej epoki. Wielki piłkarz. Potraktowano go bardzo niesprawiedliwie. Jak nikt zasłużył na Złotą Piłkę – uważa Santiago Caňizares, były bramkarz Realu i Valencii.
Aż do minionego sezonu zawsze był graczem podstawowej „11”. Przez klub przewijały się największe gwiazdy, ale Raul zawsze miał swoje miejsce na boisku. Był niezastąpiony. Opuścił Madryt, ponieważ – jak wyjaśniał – chciał na nowo poczuć się piłkarzem. – Wiem, że Mourinho zależało, abym został, bardzo chciał ze mną pracować i sprawił nawet, że zacząłem się wahać, ale ostatecznie pomyślałem: teraz albo nigdy. To była jedyna szansa, by spróbować czegoś nowego – uzasadniał swój wybór Raul.
Co później? – Jego przyszłość jest w futbolu. To jego życie. Potrzebuje tego. Jednego dnia przestanie być piłkarzem, a następnego będzie już potrzebował treningu, dlatego zostanie szkoleniowcem. Umrze, jeśli nie będzie blisko murawy – mówi Michel Salgado, kompan z klubu i reprezentacji. – Pewnego dnia Raul będzie trenerem Realu, a ja jego prezydentem – powiedział ponad rok temu Guti. Kto wie? Będzie miał szansę, by pobić kolejne rekordy.

Barbara Bardadyn
Sierpień 2010