sobota, 25 września 2010

EMILIO BUTRAGUEŇO




PRZEGLĄD SPORTOWY: Real Madryt, Milan, Ajax, Auxerre. To trudna grupa dla Królewskich?
EMILIO BUTRAGUEŇO: Oczywiście, że tak! Bez cienia wątpliwości. Najtrudniejsza ze wszystkich. Milan wzmocniony Ibrahimoviciem i Robinho stał się bardzo silną drużyną. Auxerre to zespół, który potrafi nawiązać wyrównaną walkę, a Ajax to Ajax. To klub o pięknej historii i na swoim stadionie będzie bardzo niebezpiecznym rywalem.

PS: Jose Mourinho mówi, że nie ma pecha w losowaniach, bo zawsze trafia mu się jakiś mistrz Europy.
Tak. Ale ostatnią edycję Ligi Mistrzów wygrał właśnie on, dlatego teraz możemy spokojnie mierzyć się z nawet najbardziej wymagającymi przeciwnikami.

PS: We wtorek Real jedzie do Auxerre, ale ostatnio nie ma szczęścia w konfrontacjach z francuskimi drużynami.
To prawda. Francuskie zespoły zawsze stwarzały Realowi mnóstwo trudności. Z Olympique Lyon nigdy jeszcze nie wygraliśmy na wyjeździe, problemy mieliśmy też z Olympique Marsylia. Paris Saint Germain również ogrywał nas wiele razy. Dlatego trzeba zachować szczególną ostrożność. Absolutnie nie możemy zlekceważyć Auxerre. Jestem pewien, że nie będzie to łatwe spotkanie. Auxerre to małe miasto, niewielki stadion. Dla kibiców tej drużyny gra w Champions League jest wielkim świętem. Jestem przekonany, że czeka nas tam mnóstwo kłopotów. Nawet boję się o tym myśleć.

PS: Proszę nie przesadzać. W lidze wiedzie im się nienajlepiej.
Owszem, mają problemy, nie wygrali jeszcze żadnego meczu. Jednak ten zły początek nie może nas zmylić. Jestem pewien, że z nami zagrają wielki mecz. Kiedy naprzeciwko staje Real Madryt, we wszystkich drużynach zachodzi pewna transformacja, mobilizują się podwójnie, dlatego musimy podejść do tego spotkania z wielką ostrożnością.

PS: W składzie Auxerre jest polski napastnik Ireneusz Jeleń.
Tak, to bardzo ważny zawodnik dla zespołu. Wiem, że miał znakomity ubiegły sezon, a w takim meczu jak przeciwko Realowi na pewno zechce pokazać się z jak najlepszej strony. Dlatego powtarzam: nie będzie to dla nas łatwe spotkanie.

PS: Co, jeśli Real Madryt po raz siódmy z rzędu odpadnie w 1/8 finału Champions League?
Nawet o tym nie myślimy.

PS: A jeśli znów zakończy sezon bez żadnego trofeum?
Też o tym nie myślimy. Możemy porozmawiać na ten temat dopiero w czerwcu.

PS: W tym roku ważniejsze jest zdobycie mistrzostwa kraju czy triumf w Lidze Mistrzów?
Champions League to bardziej prestiżowe rozgrywki, ale jednocześnie trudniejsze. Dla Realu, z uwagi na historię tego klubu, byłoby wspaniale wygrać dziesiąty puchar. Ale kibice ogromną wagę przywiązują również do rozgrywek ligowych, dlatego dla nas obie są tak samo ważne.

PS: Gra Realu nie zachwyca, zdobywanie goli przychodzi z ogromnym trudem, drużyna jest wygwizdywana na Santiago Bernabeu. Czy w ten sposób można zdobyć ten dziesiąty Puchar Europy?
Proszę pamiętać, że do zespołu doszło wielu nowych piłkarzy oraz nowy trener. To, czego w tej chwili potrzebują najbardziej to czas. Należy pozwolić im spokojnie pracować i jestem przekonany, że z upływem kilku tygodni, może miesięcy, ta drużyna będzie prezentować się coraz lepiej. Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość. Jestem optymistą.

PS: Bardzo podobał mi się mecz z Ajaxem Amsterdam sprzed dwóch tygodni. Wydawało się, że po tych pierwszych bezbarwnych spotkaniach, drużyna wreszcie zaczęła grać widowiskowo, ale następne mecze ligowe znów były nudne!
Zgadzam się. Spotkanie z Ajaxem było kompletne. Real ewidentnie górował nad przeciwnikiem, ale wynik 2:0 w porównaniu z sytuacjami, jakie stwarzał, był bardzo niski. Mimo to jesteśmy zadowoleni. To był doskonały przykład tego, jak powinien grać Real i do czego powinien dążyć.

PS: Dlaczego zatem nie udaje się powtórzyć tego w lidze?
W futbolu, tak jak w życiu, nic nie jest takie samo. Wiele zależy od rywala. To niemożliwe, by zawsze grać na tym samym poziomie.

PS: Jose Mourinho miał gorszy początek niż Manuel Pellegrini.
Liga jest bardzo długa. Trzeba liczyć się z tym, że – zwłaszcza na wyjazdach – o zwycięstwo będzie nam trudniej i może się zdarzyć tak jak w meczu z Realem Mallorca, kiedy zremisowaliśmy. Dlatego mówię, że trzeba zachować spokój, dać drużynie trochę czasu, a później zobaczymy co się wydarzy.

PS: W ubiegłym sezonie po czterech kolejkach Real miał na koncie 13 strzelonych goli, teraz tylko sześć. Nie martwi to pana?
To też jest kwestią czasu. Stworzyliśmy mnóstwo okazji do zdobycia goli, a procent celnych strzałów był mniejszy niż rok temu. Oczywiście, musi się to zmienić, ponieważ mamy w składzie utalentowanych napastników, którzy udowodnili, że są piłkarzami pierwszej wielkości. Jestem przekonany, że wkrótce pojawi się więcej bramek.

PS: Zgodzi się pan, że najlepszym, najbardziej regularnym zawodnikiem do tej pory jest Mesut Özil?
Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni, ponieważ niezwykle szybko zaadaptował się w Madrycie, mimo trudności językowych. Zwłaszcza w meczach na Santiago Bernabeu zademonstrował bardzo wysoki poziom. Bez wątpienia jest wyróżniającą się postacią w drużynie. Bardzo nas to cieszy.

PS: A Sergio Canales? Czy rzeczywiście może być nowym Gutim?
Uważam, że piłkarzy nie należy porównywać. Każdy jest inny, każdy ma swoje wady i zalety. Sergio to bardzo młody zawodnik o ogromnym potencjale, który potrafi bardzo dobrze grać w piłkę. On ma przed sobą wielką przyszłość, może dać nam bardzo wiele, ale do zawodników w tym wieku trzeba mieć szczególne podejście i cierpliwość.

PS: Jose Mourinho narzekał, że jeśli Gonzalo Higuain i Karim Benzema doznają kontuzji, zostanie bez napastnika. Będą kolejne wzmocnienia zimą?
Cristiano Ronaldo też może przecież grać jako napastnik. Uważam, że mamy lepszy skład niż w ubiegłym sezonie. Skład, który daje więcej możliwości, więcej wariantów, pozwala na różne ustawienia. My jako klub jesteśmy bardzo zadowoleni z zawodników, których mamy. I wierzymy, że Mourinho z takim składem będzie w stanie zdobyć mistrzostwo Hiszpanii.

PS: Czy w tym roku będzie łatwiej pokonać Barcelonę?
Barcelona to wielki rywal i będzie bardzo trudno z nimi wygrać zarówno w lidze, jak i w Champions League. Są mistrzem Hiszpanii, są jednymi z faworytów do wygrania Ligi Mistrzów, dlatego nie będzie łatwo. Jednak my musimy każdego dnia stawać się coraz lepsi, musimy skupiać się na sobie, na naszej pracy, tak byśmy niedługo mogli rywalizować z większą gwarancją sukcesu. Ale Europa to nie tylko Barcelona, ale także inne wielkie zespoły: Inter, Milan, Manchester United, Ajax, Chelsea... Trzeba pamiętać, że od 1992 roku żadna drużyna nie zdołała obronić tytułu w Champions League. To pokazuje stopień trudności tych rozgrywek. Trzeba podchodzić z szacunkiem do wszystkich rywali. Jeśli zaś chodzi o ligę, to prawda, że Real i Barca są faworytami do sięgnięcia po tytuł, ale uważam, że w tym sezonie trzeba też bardzo uważać na Atletico Madryt, które może nawiązać wyrównaną walkę. W czołówce na pewno będą też Valencia i Sevilla. Dlatego naszym głównym rywalem jest nie tylko Barcelona.

PS: Latem mówiło się, że ten sezon w Primera Divison znów będzie walką tylko dwóch drużyn, a jednak początek rozgrywek pokazał, że wcale tak nie jest.
Zgadza się. Ale z drugiej strony, jeśli ani Real, ani Barca nie będą zawodzić, pozostaną jedynymi drużynami, które mają najwięcej szans na zdobycie tytułu. Trzeba o tym pamiętać. Zobaczymy co się wydarzy, w końcu mamy dopiero początek sezonu.

PS: Komu dałby pan Złotą Piłkę?
Jest trzech zawodników, którzy na nią zasłużyli swoimi występami na mistrzostwach świata i tym, co osiągnęli w ciągu całego roku. Są to: Xavi, Wesley Sneijder, który ma za sobą fantastyczny sezon, a także Iniesta.

PS: A Iker Casillas?
Rzeczywiście. W kontekście Złotej Piłki zawsze mówi się tylko o piłkarzach z pola, zapominając o bramkarzach. A Casillas odegrał przecież decydującą rolę na mundialu. Zobaczymy.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
Wrzesień 2010

piątek, 10 września 2010

JAVI MARTINEZ




PRZEGLĄD SPORTOWY: Przed wyjazdem na mundial mówił pan, że głównym pana celem jest nabranie doświadczenia. Czego nauczył się pan w RPA?
JAVI MARTINEZ: Dostałem ogromną szansę, o jakiej nawet nie śniłem. Wcześniej przecież nie zagrałem ani jednego meczu w dorosłej reprezentacji. Człowiek uczy się na każdym kroku. Miałem możliwość przebywania z najlepszymi piłkarzami i u każdego mogłem coś podpatrzyć. W takiej drużynie uczysz się przede wszystkim wygrywania. Każdy na czole ma wypisane słowo „zwycięstwo”. To jest niesamowita grupa ludzi. Bardzo się cieszę, że mogłem być jej częścią i zdobyć mistrzostwo świata, mimo że wystąpiłem tylko w jednym meczu.

PS: Jest teraz łatwiej gdy przyjeżdża pan na zgrupowania kadry U-21?
Nie. Doświadczenie, które mogę wykorzystać tutaj zbierałem w różnych miejscach, czy to na mundialu, czy w klubie. Nie ważne co wygrałem, tutaj jestem tylko jednym z wielu. Pracuję tak samo ciężko, z taką samą skromnością i motywacją.

PS: Zamiast grać w meczu z Liechtensteinem i w towarzyskim spotkaniu z Argentyną, wrócił pan do U-21. Trener Luis Milla mówi, że nie jest to normalne.
Być może, ale ja jestem mocno związany z tą drużyną i bardzo chcę jej pomóc w awansie do przyszłorocznych mistrzostw Europy i na igrzyska olimpijskie w Londynie. To jest najważniejsze.

PS: Którzy zawodnicy z U-21 mogą niebawem trafić do La Roja?
Myślę, że w przyszłości wszyscy tam się znajdą. Ważny jest progres każdego piłkarza. Większość uczy się bardzo szybko. Inni już grają na wysokim poziomie. Sergio Canales od razu w debiucie strzelił gola. Poza tym bardzo pomaga fakt, że drużyna U-21 jest taką canterą dla dorosłej reprezentacji. Styl gry jest identyczny, piłkarze już na tym etapie doskonale wiedzą o co grają, dlatego przejście szczebel wyżej jest łatwiejsze.

PS: Jakie cele stawia sobie teraz mistrz świata?
Z U-21 jak już mówiłem chcę zakwalifikować się na mistrzostwa Europy i Olimpiadę, z pierwszą reprezentacją awansować na EURO 2012, gdzie chcemy obronić tytuł, a z Athletic rozegrać bardzo dobry sezon i zająć miejsce gwarantujące udział w europejskich pucharach.

PS: Ten sezon w Primera Division będzie trudniejszy od minionego?
Myślę, że nie. Układ sił jest podobny. Real i Barca znów będą poza zasięgiem pozostałych drużyn.

PS: Xavi mówi, że gdyby mógł, sprowadziłby pana do Barcelony, że jest pan pomocnikiem nowoczesnym, kompletnym.
Bardzo mi pochlebiają takie słowa, tym bardziej że wypowiada je ktoś taki jak Xavi. Cóż mogę powiedzieć, staram się wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafię.

PS: Wiem, że bardzo lubi pan czytać. Jaką książkę zabrał pan ze sobą do Polski?
Przed odlotem z Hiszpanii kupiłem jedną na lotnisku, ale teraz nie mogę sobie  przypomnieć tytułu! Naprawdę. Muszę sprawdzić w pokoju…

Rozmawiała Barbara Bardadyn
6 września 2010, Poznań

czwartek, 9 września 2010

MARKO ARNAUTOVIĆ




PRZEGLĄD SPORTOWY: Werder znalazł się w grupie z Interem Mediolan, ostatnim triumfatorem Ligi Mistrzów. To najgorszy przeciwnik, jaki mógł wam się trafić?
MARKO ARNAUTOVIĆ: Nie. Uśmiechnąłem się kiedy wylosowano nas do grupy z Interem, ponieważ grałem w tym klubie w ubiegłym sezonie. Może będę mógł pomóc mojej drużynie i podpowiedzieć coś na temat włoskiego zespołu.

PS: Na przykład?
Na przykład to, w jaki sposób ich pokonać. Szczegóły zachowam jednak dla siebie i podzielę się nimi z trenerem i kolegami. Ale z klubu odszedł Jose Mourinho, znakomity trener, który był decydującą postacią, który w pojedynkę był odpowiedzialny za sukcesy tej drużyny. Nowy szkoleniowiec wnosi nową filozofię i na razie nie wiadomo jeszcze czy Inter będzie mógł powtórzyć to, co osiągnął w ubiegłym sezonie. Zobaczymy czy Benitez w ogóle będzie mógł kontynuować to, co rozpoczął Mourinho. Ciągle jednak mają wspaniałych zawodników jak Lucio, Sneijder, Milito.

PS: Czego nauczył się pan od napastników Interu?
Eto’o i Milito to szczególni piłkarze. Mogłem nauczyć się od nich wiele, bo to jedni z najlepszych napastników na świecie. To było dla mnie niesamowite, że mogłem z bliska podglądać ich na boisku, mogłem z nimi trenować. Uważam, że dzięki temu, że miałem szansę z nimi grać, sam stałem sie lepszym piłkarzem.

PS: Obok Interu, inna drużyna z waszej grupy, którą pan doskonale zna to Twente Enschede.
Tak. Czas spędzony w Twente dla mnie jako piłkarza był przełomem. Pracowałem tam z uznanymi w świecie trenerami jak Steve McLaren czy Fred Rutten oraz z piłkarzami takimi jak Eljero Elia. Oczywiście ta drużyna nieco się zmieniła, ale jeśli zagram przeciwko Twente, doskonale będę wiedział co robić na boisku.
 
PS: Wasz dzisiejszy rywal, Tottenham, debiutuje w Champions League. Czy ich brak doświadczenia w tych rozgrywkach może działać na waszą korzyść?
Nie myślę w ten sposób. Wystarczy spojrzeć na skład tej drużyny i od razu widać jakiej klasy zawodnicy w niej grają. Rafael van der Vaart, Luca Modrić czy Peter Crouch to bardzo doświadczeni i niebezpieczni piłkarze. Zwłaszcza Crouch. Dla mnie jest najlepszym napastnikiem Tottenhamu. W meczach kwalifikacyjnych do Champions League strzelił trzy gole. Jest niesamowity i na pewno trzeba na niego bardzo uważać.
 
PS: Czy w obliczu takich rywali, Werder będzie w stanie wyjść z grupy?
Mimo że nasza grupa jest bardzo silna, jestem przekonany, że awansujemy do kolejnej rundy. Werder już w przeszłości udowodnił, że jest wystarczająco mocny, aby walczyć z najlepszymi drużynami z Europy. Jestem o to spokojny.

PS: Nawet bez Mesuta Özila?
Nawet. Nasz menadżer sprowadził fantastycznych nowych zawodników. Oczywiście, to smutne gdy drużyna traci najlepszych piłkarzy, ale taki jest futbol. Mam nadzieję, że Mesut odnajdzie się w Realu Madryt, a z tego co słyszałem, ostatnio zagrał bardzo dobry mecz. Cieszę się z tego.

PS: Özil był jednym z kluczowych zawodników Werderu, więc jakoś trzeba go zastąpić.
To jest zadanie trenera, ale myślę, że on zna już odpowiedź. Mesuta nie ma z nami już od czterech tygodni, a w tym czasie rozegraliśmy kilka niezłych meczów. Bez niego jesteśmy bardziej elastyczni, ponieważ możemy grać różnymi systemami, z jednym albo z dwoma napastnikami.

PS: Który z zawodników Werderu wywarł na panu największe wrażenie?
Byłoby nie w porządku z mojej strony chwalić tylko jednego piłkarza. Jesteśmy drużyną i każdy jest po to, by pomóc i grać na zespołu. Dla mnie najlepszym zawodnikiem jest ten, który najbardziej pomaga swojej drużynie.

PS: Woli pan grać u boku Hugo Almeidy czy Claudio Pizarro?
Bez różnicy. Ale ostateczną decyzję i tak zawsze podejmuje trener i on znajduje najlepsze rozwiązanie. Mnie pozostaje się tylko temu podporządkować.

PS: Jak postrzega pan Sebastiana Boenischa? Ostatnio zanotował świetny debiut w reprezentacji Polski.
Myślę, że podjął słuszną decyzję. Jeśli ktoś ma szansę, by grać dla swego kraju, zawsze trzeba ją wykorzystać. Może grać w reprezentacji, dzięki temu zdobywać doświadczenie na szczeblu międzynarodowym i stawać się coraz lepszym piłkarzem. Być może zagra również na mistrzostwach Europy i na mundialu, co dla każdego piłkarza jest wielką sprawą.

PS: Uważa pan, że Boenisch ma szansę na regularne występy w pierwszej drużynie Werderu? Czy jednak Mikaёl Silvestre będzie częściej grał na lewej obronie?
Sebastian na pewno wystąpi w wielu meczach. Jestem o tym przekonany. Silvestre jest po to, by pomagać w defensywie w ogóle, ponieważ mamy ogromne problemy w tej formacji ze względu na kontuzje stoperów. A on jest bardzo doświadczonym piłkarzem, który od razu może pomóc drużynie i, co ważne, może grać na różnych pozycjach, nie tylko na lewej stronie.

PS: Często bywa pan porównywany do Zlatana Ibrahimovicia i Cristiano Ronaldo. Z którym z nich identyfikuje się pan bardziej?
Nie jestem ani Ibrahimoviciem, ani Ronaldo. Ale to miłe być porównywanym do najlepszych piłkarzy świata. Na pewno chcę kiedyś osiągnąć prezentowany przez nich poziom.

PS: Kto wygra Ligę Mistrzów?
Dla mnie głównym faworytem jest Real Madryt. Z Mourinho i nowymi piłkarzami będą wystarczająco mocni, by triumfować.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
Wrzesień 2010

DAVID DE GEA. Nie taki znowu mięczak




Ubiegły sezon rozpoczynał jako trzeci bramkarz. Po Roberto i Sergio Asenjo. Ta hierarchia szybko uległa jednak zmianie i David de Gea na stałe został strażnikiem bramki Atletico Madryt. Ma dopiero 19 lat, a na koncie puchar Ligi Europy i Superpuchar Europy. Rewelacja minionego sezonu w lidze hiszpańskiej. Szykowany na następcę Ikera Casillasa.


Podobno jest nieśmiały i introwertyczny, ale podczas rozmowy w ogóle nie sprawia takiego wrażenia. Opowiada z zapałem, z błyskiem w oku. Pewny siebie. Zdecydowanie zbyt dojrzały jak na swój wiek. A przy tym grzeczny i dobrze wychowany. Przychodząc na wywiad nie tylko podaje rękę, ale też… przedstawia się. Wielki fan muzyki heavy metalowej i perfekcjonista w każdym calu.

Van de Gea
W bramce Atletico zadebiutował 30 września 2009 roku w wieku lat 18. – Graliśmy z FC Porto w Champions League. Roberto odniósł kontuzję i ja dostałem szansę już  w pierwszej połowie meczu. Przegraliśmy 0:2, dlatego był to debiut słodko-gorzki – wspomina De Gea. – Na początku nie byłem liczącym się zawodnikiem, nie sądziłem, że w ogóle wystąpię w jakimkolwiek meczu. Ale na szczęście dla mnie wszystko diametralnie się zmieniło. Mogę tylko podziękować trenerowi, że mi zaufał – mówi.
Najpierw „skorzystał” na kontuzji Roberto, później wygrał rywalizację z Sergio Asenjo, który został kupiony za 5,5 mln euro z Realu Valladolid i miał być gwiazdą ligi. Praca i poświęcenie De Gei zostały docenione, a on w mig został ulubieńcem kibiców na Vicente Calderon.
Już kiedy grał w drużynach juniorskich Atletico wołano na niego… Van de Gea.
– Koledzy nazywali mnie w ten sposób chcąc sobie ze mnie zażartować. Wszystko przez to, że fizycznie jestem podobny do Edwina van der Sara – śmieje się David. –Zresztą ten przydomek przetrwał do dziś, ale nie przeszkadza mi. Przeciwnie: bardzo pochlebia. Dla mnie Van der Sar jest jednym z najlepszych bramkarzy, cały czas gra na niesamowicie wysokim poziomie i to w jednym z najważniejszych klubów świata. Ale nie ukrywam, że bardzo imponują mi także Buffon i Casillas. Jako dziecko byłem za to zafascynowany Peterem Schmeichelem. Zresztą do dziś pozostaje jednym z moich ulubionych golkiperów – opowiada De Gea.
Kilka miesięcy wystarczyło, by wywarł wrażenie na samym sir Aleksie Fergusonie. Manchester United był bardzo poważnie zainteresowany podpisaniem kontraktu z młodym bramkarzem od sezonu 2011/12, jednak jemu nie w głowie przeprowadzka z Vicente Calderon. – To ogromny zaszczyt, że tak wielki klub w ogóle zwrócił na mnie uwagę, ale moją intencją jest pozostanie w Atletico. Tutaj dorastałem, tutaj wszystkiego się nauczyłem i chcę być częścią tego klubu – zapowiada.
Nie ukrywa, że chciałby zostać tak ważną postacią dla Los Colchoneros, jaką dla Realu Madryt jest Iker Casillas. Zresztą eksperci na Półwyspie Iberyjskim nie mają wątpliwości, że to David de Gea będzie następcą Casillasa w La Roja. – Iker ma przed sobą jeszcze wiele lat w reprezentacji, ale oczywiście moim celem jest gra w drużynie narodowej – przyznaje.
Niewiele brakowało, a już w tym roku pojechałby na mistrzostwa świata. O miano trzeciego bramkarza walczył z Victorem Valdesem. – Wiedziałem, że będzie bardzo trudno załapać się do kadry. Mamy przecież tylu znakomitych bramkarzy, którzy zasłużyli na wyjazd na mundial. Dla mnie już sam fakt, że znalazłem się na liście 30 piłkarzy był powodem do dumy i sprawił, że byłem bardzo szczęśliwy – przyznaje. – Może uda się pojechać na EURO 2012, ale wiem, że nie będzie to łatwe. Jest przecież Pepe Reina i Victor Valdes. Obaj się fantastycznymi bramkarzami. Byłoby wspaniale pojechać na taki turniej, ale jestem spokojny. Na razie jeśli chodzi o reprezentację skupiam się na kadrze U-21, gdzie zdobywam doświadczenie.

Z zimną krwią
Trenerzy, z którymi się zetknął zgodnie podkreślają, że potrafi zachować zimną krew. – Lubię być spokojny, opanowany. To chyba jedna z moich największych zalet. Najważniejsze, by obrońcy wiedzieli, że mają za plecami pewnego siebie bramkarza, na którego w razie czego mogą liczyć – opowiada De Gea.
Podczas gdy snajperską wizytówką Atletico są Diego Forlan i Kun Agüero, on jest ostoją defensywy. Miał ogromny udział w dotarciu do finału Copa del Rey, zdobyciu Pucharu Ligi Europy i Superpucharu Europy. W spotkaniu z Interem Mediolan obronił rzut karny wykonywany przez Diego Milito. – Ile razy widziałem strzelane przez niego „jedenastki”? Kilka – uśmiecha się David, dla którego karne są wręcz obsesją. – Akurat wtedy mecz był już praktycznie rozstrzygnięty. Do końca zostało tylko kilka minut, prowadziliśmy 2:0, ale bardzo istotne było obronienie tego strzału. To był piękny, niezapomniany moment – wspomina.
Którzy napastnicy najbardziej napsuli mu krwi do tej pory? – Na pewno ci dwaj, którzy są w mojej drużynie: Kun i Forlan. Na treningach mam przy nich sporo pracy – śmieje się De Gea. – Dla mnie to najlepsi napastnicy świata, nie zamieniłbym ich na żadnych innych. A w trakcie sezonu największe problemy miałem ze Zlatanem Ibrahimoviciem i Fernando Llorente. Diego Milito też jest bardzo groźny – opowiada.
Szweda nie ma już w Barcelonie, a kataloński zespół jest jednym z ulubionych rywali Atleti. W ubiegłym sezonie na Vicente Calderon pokonali drużynę Pepa Guardioli 2:1, podczas gdy z Realem Madryt nie mogą wygrać od siedmiu lat! – Nie mam pojęcia dlaczego. Chyba z Barcą gra nam się lepiej, ale nie umiem wyjaśnić z czego to wynika. Mam nadzieję, że nasz pech w meczach z Realem skończy się w tym roku i pokonamy obie drużyny – mówi.
Wydaje się to całkiem realne. Tym bardziej że jeden z przydomków Atleti – El Pupas (mięczaki) – chyba przechodzi do historii. – Nie, nie. Atletico od początku skazane było na cierpienie. To jest wpisane w naszą historię i na zawsze pozostaniemy El Pupas – zaznacza młody bramkarz.
Po znakomitym początku sezonu niektórzy piłkarze Quique Sancheza Floresa coraz odważniej mówią o tym, że Atleti może być alternatywą dla Realu i FCB, ale David de Gea jest bardzo ostrożny w wypowiadaniu takich sądów. – Te drużyny są poza zasięgiem. To nie ulega wątpliwości, jednak będziemy walczyć. Dwa pierwsze miejsca są już zarezerwowane, ale dla nas ważne jest, by w przyszłym sezonie znów zagrać w Champions League – mówi.
Tymczasem pozostaje im obrona pucharu Ligi Europy. Z takim fachowcem między słupkami nie powinno być to skomplikowane.

Barbara Bardadyn
Wrzesień 2010, Poznań

niedziela, 5 września 2010

MARIO BALOTELLI. Buntownik z wyboru





 Krnąbrny. Arogancki. Prowokator. A z drugiej strony niezwykle utalentowany, nazywany cudownym dzieckiem włoskiej piłki. Skłócony z kibicami na Półwyspie Apenińskim ma szansę zyskać uznanie wśród angielskich fanów i zostać gwiazdą Premier League.

– Balotelli może być tak dobry jak Torres, a nawet jeszcze lepszy. Torres jest tylko napastnikiem, a Balotelli może występować również jako skrzydłowy. Obrońcy nie znają go dobrze, ale zobaczą, że w każdym meczu gra inaczej. Cztery lata temu wystąpił w pięciu kolejnych spotkaniach, ponieważ Ibrahimović był kontuzjowany. Miał tylko 17 lat, a grał jakby miał 30. To piłkarz kompletny – rozpływał się nad umiejętnościami młodego Włocha Roberto Mancini, gdy ten podpisywał kontrakt z Manchesterem City. Tym samym Balotelli na nowo znalazł się pod skrzydłami swego mentora, trenera, który dał mu szansę debiutu w Serie A. The Citizens zapłacili Interowi za nieokrzesanego młodzieńca 30 mln euro i podpisali z nim umowę do 2015 roku. Czy w nowym otoczeniu Super Mario zrzuci płaszcz buntownika i pokornie skupi się na grze w piłkę? Tak zapowiada.

Mógł grać na Camp Nou
Urodził się 12 sierpnia 1990 roku w Palermo jako syn imigrantów z Ghany: Thomasa i Rose Barwuah, którzy przybyli na Sycylię dwa lata wcześniej. W 1992 roku kryzys ekonomiczny zmusił ich do oddania chłopca do adopcji. W ten sposób przyszły piłkarz trafił na północ, do mieszkającej w Brescii rodziny państwa Balotellich: Silvii i Franco. Mając pięć lat już uganiał się za piłką i wkrótce przywdział koszulkę parafialnej drużyny Mompiano, gdzie grał z chłopcami starszymi od siebie. Później znalazł się w San Bartolomeo, a jako 11-latek zaczął grać w miejscowym klubie Lumezzane. W pierwszej drużynie (występującej w Serie C) zadebiutował 2 kwietnia 2006, mając 15 lat i 289 dni. Latem został zaproszony na testy do FC Barcelona. Spędził na Camp Nou pięć dni, strzelił osiem goli. Spodobał się. Problemem okazał się brak europejskiego paszportu. Mimo że Balotelli urodził się w Italii musiał czekać aż do 18. roku życia, by otrzymać włoskie obywatelstwo. Negocjacje z FCB zostały zerwane. W ostatnim dniu okna transferowego trafił na Giuseppe Meazza. Na początku występował w drużynie rezerw, ale w grudniu 2007 po raz pierwszy pojawił się w zespole prowadzonym przez Roberto Manciniego. W końcówce spotkania  z Cagliari zastąpił Davida Suazo. Trzy dni później w meczu z Regginą w Pucharze Włoch zagrał już od początku i strzelił gola w meczu wygranym 4:1. Na pierwszą bramkę w lidze musiał czekać aż do kwietnia 2008, ale było warto, bo w spotkaniu z Atalantą Bergamo zdobył dwa gole (2:0). Włoska prasa zaczęła mówić o „fenomenie”. Sezon zakończył z 11 meczami i trzema golami na koncie. W kolejnym nastąpiła prawdziwa eksplozja jego talentu. W 22 spotkaniach Serie A strzelił osiem goli – wszystkie w 11 ostatnich meczach rozgrywek. W ubiegłym sezonie wystąpił w 26 ligowych meczach, w których zdobył dziewięć bramek. Wygrał z klubem kolejne mistrzostwo, a także Puchar i Superpuchar Włoch oraz Champions League.

Wróg numer 1
Sukcesy i snajperskie umiejętności Balotelliego przyćmiewają jednak liczne skandale wynikające z jego impulsywnego charakteru. Chociaż nie da się ukryć, że wiele z nich w ogóle nie miałoby miejsca gdyby nie rasistowskie wyzwiska, jakie padały pod jego adresem niemal na wszystkich włoskich stadionach, gdzie jest postrzegany jako wróg numer 1. Prym w obrażaniu piłkarza wiedli głównie sympatycy Juventusu, Romy, Chievo i Bari.
Podczas zgrupowania kadry U-21 w Rzymie w jego stronę leciały skórki po bananach. W czasie styczniowego meczu z Chievo w Weronie kibice buczeli na niego przy każdym kontakcie z piłką. Gdy był zmieniany pożegnał się ironicznie bijąc brawo publiczności. Później musiał zapłacić 7 tys. euro kary za „prowokację”, podczas gdy fani Chievo za rasistowskie wyzwiska pozostali bezkarni. Burmistrz miasta, Flavio Tosi, stwierdził, że „Balotelli jest dzieciakiem i prowokatorem, który nigdy nie będzie profesjonalistą jeśli nie przyzwyczai się do gwizdów”. – Od kibiców Chievo robi mi się niedobrze – skwitował zajście Balotelli.
Kibice Juventusu podczas jednego z meczów przywitali go okrzykami: „Nie ma czarnych Włochów”, ci z Bari posunęli się jeszcze dalej, zostawiając na murach swastykę i napis „Balotelli – gówniany czarnuch”. – Obrażają go nie dlatego, że jest czarnoskóry, ale dlatego, że jest dobry, bo strzela gole ich drużynie, bo świetnie drybluje i trudno go sfaulować – mówił Jose Mourinho.
Potwierdzeniem słów byłego szkoleniowca Interu jest prymitywne zachowanie Francesco Tottiego. Podczas finału Pucharu Włoch szukając sposobu na zatrzymanie Balotelliego z całej siły kopnął go w łydkę, za co został zawieszony na cztery mecze.
– Kopnąłem go, ponieważ to urodzony prowokator. Wyzywał mnie – usprawiedliwiał się Totti.

Nieodpowiedzialny filantrop
Super Mario ma swoje za skórą. Na wyzwiska kibiców odpowiada wyzwiskami, nie ma za grosz szacunku dla starszych kolegów, spóźnia się na treningi, ignoruje polecenia trenerów. Nawet Mourinho nie zawsze potrafił radzić sobie z krnąbrnym zawodnikiem.
Mimo że był piłkarzem Interu nie zawahał się przed włożeniem koszulki odwiecznego rywala – Milanu – którego mieni się wielkim fanem i nigdy nie miał zamiaru tego ukrywać. Do zdarzenia doszło podczas telewizyjnego wywiadu przeprowadzanego w jednej z restauracji. Prowadzący rozmowę zaproponował piłkarzowi włożenie koszulki Rossonerich, na co ten chętnie przystał. Za swój wybryk został ostro zrugany m.in. przez Marco Materazziego. Kilka dni później podczas półfinału LM z Barcą został bezlitośnie wygwizdany przez kibiców na San Siro, na co w odpowiedzi po zakończeniu meczu zdjął koszulkę i ze złością cisnął nią o murawę. Do porządku znów przywołał go Materazzi. – Zaatakował Mario w tunelu. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Powinien go zostawić w spokoju i cieszyć się ze zwycięstwa – opowiadał Zlatan Ibrahimović. Ze strony kibiców Nerazzurich czekał go lincz, toteż stadion opuścił eskortowany przez prezydenta klubu Massimo Morattiego. – Popełniłem błąd. Proszę o wybaczenie. Kiedy wyszedłem na murawę i zdałem sobie sprawę, jak wściekli byli kibice, straciłem rozum – kajał się Super Mario.
Ale jest też druga strona Mario Balotelliego, być może mniej znana. Każdego lata udaje się do Brazylii, by odwiedzić najbiedniejsze fawele i wspomóc je finansowo. Za pośrednictwem jednej z włoskich organizacji pozarządowych dokonał nawet adopcji na odległość piątki dzieci z faweli, aby zapewnić im mieszkanie, wyżywienie i wykształcenie. Wraz ze swoim bratem i menedżerem Corrado oddaje spore sumy pieniędzy na Proyecto Mata Atlantica, czyli projekt mający na celu ochronę środowiska naturalnego w Brazylii. Jest również aktywnym członkiem międzynarodowej organizacji ekologicznej WWF. Wspiera też stowarzyszenie Lekarze bez Granic.

Barbara Bardadyn
Wrzesień 2010