sobota, 28 maja 2011

JULIANO BELLETTI



PRZEGLĄD SPORTOWY: Pierwszy Puchar Europy Barcelona zdobyła dzięki bramce Ronalda Koemana. Drugi, w Paryżu, dzięki panu.
JULIANO BELLETTI: Piękny paradoks. Najczęściej to napastnicy odgrywają główne role i strzelają ważne gole, a przypadek sprawił, że w obu tych finałach zdobywali je obrońcy. Tamten mecz z Arsenalem był dla mnie szczególny. Zacząłem go na ławce rezerwowych, wszedłem na boisko w drugiej połowie i zrobiłem coś, czego pewnie nikt się nie spodziewał.

PS: Po podaniu Henrika Larssona.
On asystował również przy pierwszym golu zdobytym przez Samuela Eto’o. Też wszedł w drugiej połowie meczu i zupełnie odmienił jego losy. Larsson był piłkarzem niezwykle inteligentnym, sprytnym. Wyjątkowy człowiek i wielki przyjaciel.

PS: To niesamowite, że w trakcie trzech sezonów spędzonych w Barcelonie strzelił pan tylko jednego gola, właśnie tego w finale.
Zgadza się. Wprawdzie zdobyłem jeszcze jedną bramkę, ale to było w meczu towarzyskim Barcelona kontra reszta świata. Cóż, strzelając tak istotnego gola, nie trzeba już starać się o kolejne (śmieje się).

PS: Barςa długo grała wówczas w przewadze, bo w 18. minucie czerwoną kartkę dostał Jens Lehmann. Dlaczego tak trudno było pokonać Manuela Almunię?
W tamtym sezonie Arsenal miał najlepszą defensywę w Europie. Nie pamiętam już dokładnie, ale wtedy w Lidze Mistrzów nie stracili ani jednego gola w dziewięciu czy dziesięciu kolejnych meczach, zatem było czymś normalnym, że nawet grając z przewagą jednego piłkarza mieliśmy duże trudności. Obrona Arsenalu była niesamowita. Grali bardzo dobrze, pewnie, nie popełniali błędów. Dlatego w drugiej połowie Frank Rijkaard zdecydował się wprowadzić Iniestę i Larssona.

PS: Jakie różnice dostrzega pan między tamtą drużyną i obecnym zespołem?
Barcelona, w której ja grałem była równie silna jak obecna. Uważam jednak, że my mieliśmy trudniej, ponieważ wtedy rywale w Europie byli znacznie mocniejsi niż dziś. Real Madryt był silniejszy. Milan, Manchester United, Chelsea mieli lepszych piłkarzy. To jedyna różnica.

PS: Potrafi pan wyjaśnić co stało się z Barceloną w kolejnym sezonie po wygraniu Ligi Mistrzów w 2006 roku?
Trudno powiedzieć. Wyniki były dalekie od oczekiwań i w takiej sytuacji szuka się winnych, wynajduje różne problemy. Niektórzy piłkarze swoimi komentarzami dolewali oliwy do ognia. Ale w futbolu i takie rzeczy się zdarzają. Szkoda, że stało się to zaraz po wygraniu Champions League, bo cały czas mieliśmy bardzo dobry zespół.

PS: Jaki był Frank Rijkaard?
Wyjątkowy. To bardzo spokojna osoba, która potrafi odpowiednio kierować szatnią z wieloma piłkarzami najwyższej klasy. Niezwykle inteligentny, w trakcie meczu zawsze potrafił we właściwym momencie dokonać właściwej zmiany. Kiedy przychodził do klubu, Barcelona od pięciu lat nie zdobyła żadnego trofeum, a dzięki jego pracy wróciła na szczyt. To, jak wygląda obecna Barςa jest także jego zasługą.

PS: Xavi Hernandez wspomina, że był osobą empatyczną, zbyt dobrą, że często pełnił rolę parasola ochronnego dla swoich piłkarzy, co w końcu obróciło się przeciwko niemu.
Zgadza się, ale smutna prawda jest taka, że w futbolu liczą się wyłącznie wyniki. Rijkaard wykonał niesamowitą pracę, na nowo przywrócił radość kibicom Barcelony. Jeśli jednak mając tych samych zawodników, brakuje rezultatów, trzeba coś zmienić. Tak to niestety działa.

PS: Dlaczego odszedł pan z Barcelony?
Zadzwonił do mnie Jose Mourinho. Zapytał czy chciałbym grać u niego w Chelsea. W Barcelonie nie dostawałem zbyt wielu minut i uznałem, że jest to odpowiedni moment na zmianę otoczenia. Liga angielska jest najlepsza na świecie, Chelsea to był wtedy wielki zespół, a praca z Mourinho była bardzo kusząca, bo to wyjątkowy szkoleniowiec, dla mnie obecnie najlepszy trener świata.

PS: Jak pana przekonał?
Zapewnił, że będę miał miejsce w podstawowym składzie, że bardzo na mnie liczy. A fakt, że ktoś zechce na mnie postawić i to w tak wspaniałej drużynie, w zupełności mi wystarczył.

PS: Z perspektywy czasu nie żałuje pan, że nie mógł pracować z Pepem Guardiolą?
Nie, w futbolu nigdy niczego nie żałowałem. Miałem swój moment w Barcelonie, spędziłem tam trzy piękne lata, zdobywałem trofea. Czas w Chelsea też był niesamowity, czułem się tam znakomicie, mam cudowne wspomnienia.

PS: Skoro jesteśmy przy Chelsea, jak zapamiętał pan półfinał z Barceloną w Lidze Mistrzów sprzed dwóch lat?
To był jeden z najsmutniejszych momentów. Na Camp Nou zremisowaliśmy bezbramkowo, graliśmy dobrze w obronie, Didier Drogba miał kilka klarownych sytuacji do strzelenia gola. Później na Stamford Bridge zdobyliśmy bramkę, wydawało się, że losy awansu są już przesądzone, ponieważ graliśmy dobrze, nie popełnialiśmy błędów i nagle gol Iniesty wszystko zaprzepaścił. Uważam, że jego bramka zmieniła historię Barcelony, dała początek erze Guardioli, od tamtej chwili zaczęły pojawiać się trofea.

PS: Jose Mourinho twierdzi, że Pep Guardiola wygrał tamtą Ligę Mistrzów dzięki skandalowi na Stamford Bridge. Podziela pan tę opinię?
Na pewno arbiter nie miał wtedy najlepszego dnia. W naszej opinii kilka razy podjął krzywdzące nas decyzje, które ostatecznie wpłynęły na wynik tamtego meczu. Ale taki jest futbol. Błędy popełniają piłkarze, trenerzy, mylą się także sędziowie. Nie chcę szukać wymówek. Gdybyśmy strzelili bramkę na Camp Nou, może wszystko potoczyłoby się inaczej.

PS: Jak postrzega pan starcie Guardiola - Ferguson?
To są zupełnie różni trenerzy. Wydaje mi się, że Guardiola ma lepszych piłkarzy, jego zespół posiada więcej jakości. Z kolei Ferguson często eksperymentuje, szuka różnych rozwiązań, na jakie nie decydują się inni menedżerowie i w tym aspekcie przewyższa Guardiolę. Z drugiej strony Guardiola, w przeciwieństwie do Fergusona, nigdy nie prowadził słabego, ani nawet średniego zespołu. Trzeba pamiętać, że był czas, kiedy Manchester United nie miał piłkarzy najwyższej klasy, przeżywał kryzys, a jednak potrafił zdobywać trofea. I to jest zasadnicza różnica między nimi.

PS: Kto jest faworytem?
Barcelona, ponieważ prezentuje lepszy futbol, jest w znakomitej formie. Jednak z drugiej strony w finałach większe szanse często ma drużyna, która nie jest faworytem, bo znajduje się w korzystniejszej sytuacji niż w przypadku dwumeczu. Doskonałym przykładem był finał Pucharu Króla Barcelony z Realem Madryt.

PS: Obie drużyny praktycznie nie zmieniły się od finału z 2009 roku. Uważa pan, że mecz też będzie podobny?
Moim zdaniem będzie zupełnie inny. Wtedy przewaga Barcelony nad Manchesterem była ogromna, dziś ta różnica nie jest już tak duża. Ferguson posiada bardziej zgrany zespół, który gra lepiej niż wtedy. Manchester będzie miał swoje szanse.

PS: Kiedy przechodził pan do Barcelony w 2004 roku, w pierwszej drużynie debiutował Leo Messi. Jaki był wtedy?
Bardzo spokojny, nieśmiały, prawie się nie odzywał. Brazylijczycy grający wówczas w klubie: Ronaldinho, Deco, Sylvinho, byli dla niego jak starsi bracia. Jeśli zaś chodzi o umiejętności piłkarskie, to już wtedy bardzo się wyróżniał. Widać było, że zostanie wielkim piłkarzem, jednak nie przypuszczaliśmy, że aż tak wielkim, że osiągnie aż tyle. Jemu udała się rzecz najtrudniejsza: dotarł na szczyt i potrafi się na nim utrzymać przez długi czas. Dziś jest wielu wspaniałych piłkarzy, ale brakuje im regularności: jeden sezon mają dobry, drugi gorszy. Leo Messi cały czas gra na bardzo wysokim poziomie. To jest cecha tych największych.

PS: Utrzymuje pan kontakty z piłkarzami Barcelony?
Bardzo sporadyczne. Regularny kontakt mam tylko z Victorem Valdesem, z którym nadal się przyjaźnię.

PS: Na koniec proszę powiedzieć o swoich planach. Chce pan grać dalej czy będzie skłaniał się do zakończenia kariery?
Od dwóch miesięcy jestem bez klubu, ale nie chcę jeszcze wieszać butów na kołku. Cały czas czekam na propozycje. Zobaczymy co się wydarzy w najbliższych tygodniach. Jeśli nie podejmę żadnej decyzji, to pewnie zdecyduję się na pracę szkoleniową albo na coś innego związanego z futbolem.

PS: Interesują pana tylko oferty z Brazylii?
Przyznaję, że to byłoby najwygodniejsze ze względu na dzieci, które tutaj chodzą do szkoły. Kolejna zmiana kraju nie byłaby dobra, jednak niczego nie wykluczam. Jeśli pojawiłaby się propozycja z zagranicy, na pewno spokojnie ją przemyślę.

PS: Polska?
Dlaczego nie? Mówię poważnie. Wiem, że jest to wspaniały kraj. W Barcelonie poznałem wielu Polaków, którzy zawsze opowiadali mi o Polsce same dobre rzeczy. Mógłbym tam grać bez żadnego problemu.

PS: A wie pan coś o polskim futbolu?
Wiem, że swego czasu mieliście bardzo dobrą reprezentację, ale nic poza tym…

Rozmawiała Barbara Bardadyn
20 maja 2011

RONALD KOEMAN




MAGAZYN SPORTOWY: Zapisał się pan w historii Barcelony jako „Bohater z Wembley”. Czy tamten gol strzelony w dogrywce w finale z Sampdorią Genua był najważniejszym w pańskiej karierze?
RONALD KOEMAN: Oczywiście, że tak. To był finał i pierwszy w historii Puchar Europy dla klubu. Zdobycie tego decydującego gola w tak ważnej chwili, to wspaniała sprawa. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że dla mnie osobiście nie tylko sama bramka, ale także cały mecz był najlepszym momentem w mojej karierze.

Podobno tamten rzut wolny chciał wykonać Christo Stoiczkow, ale Jose Mari Bakero powiedział, że jest to zadanie dla pana.
Naradzaliśmy się przez chwilę. Stoiczkow był piłkarzem lewonożnym, ja prawonożnym. Ostatecznie rzeczywiście Bakero zdecydował, że to ja mam strzelać.

Był pan wówczas jedynym specjalistą od stałych fragmentów gry.
Jednym z nielicznych. Nie było zbyt wielu zawodników, którzy dobrze radziliby sobie z tym rodzajem strzałów, a tak się złożyło, że ja miałem do tego predyspozycje.

W obecnej Barcelonie taką osobą jest Xavi?
Zarówno Xavi, jak i Messi świetnie sobie z tym radzą, ale jednego specjalisty od stałych fragmentów dziś nie ma. I nie wydaje mi się, żeby był potrzebny, ponieważ w przypadku obecnej Barcelony ten element gry nie rozstrzyga jej meczów.

Pamięta pan co powiedział wam Johan Cruyff przed tamtym finałem?
Tak, zresztą media wiele razy przypominały to zdanie: „Dotarliśmy aż do finału, teraz wyjdźcie i dobrze się bawcie”. To wystarczyło. Przed tak istotnym meczem zbędne były inne formy motywacji. Doskonale wiedzieliśmy o co walczymy, jaka jest stawka.

Przed finałem Ligi Mistrzów sprzed dwóch lat Pep Guardiola pokazał swoim piłkarzom komplikację wybranych akcji z meczów Barcelony i fragmentów z filmu „Gladiator”.
To był bardzo interesujący pomysł. Obecnie często używa się podobnych metod, fragmentów meczów, spotkań innych zespołów. Stale szuka się czegoś nowego, żeby odpowiednio zmobilizować i zmotywować zawodników. Same rozmowy już nie wystarczają.

Jak zapamiętał pan Guardiolę z tamtego okresu?
Miał zawsze dobrze uporządkowaną głowę. Pamiętam, że był zafascynowany szkółką Ajaksu Amsterdam, zwracał dużą uwagę na wszelkie zagadnienia taktyczne, na boisku często był prawą ręką Cruyffa. Tacy piłkarze zazwyczaj zostają później trenerami. I nie inaczej było w przypadku Guardioli.

Jaka jest różnicą między Barceloną z pierwszej połowy lat 90. i obecnym zespołem?
Ta Barςa jest zdecydowanie lepsza, bardziej regularna niż nasza drużyna. Owszem, my też rozgrywaliśmy wielkie mecze, ale zdarzały nam się również bardzo słabe spotkania, porażki. Obecny zespół od trzech sezonów prezentuje równą, wysoką formę, powiedziałbym nawet, że jest lepszy niż dwa lata temu. Doskonale gra pressingiem, agresywnie, jest bezbłędny w odbiorze piłki, świetny w defensywie... My także staraliśmy się zawsze grać ładnie, atrakcyjnie, rozgrywać piłkę, jednak ta drużyna na pewno przewyższa naszą. Poza tym, ze względu na obecność aż tylu wychowanków, jest to zespół zjednoczony, rozumiejący się praktycznie bez słów i przede wszystkim bardzo skromny.

Widzi pan jakieś słabe punkty w tej drużynie?
Nie i nie sądzę, aby jakieś miała. Być może tylko fakt, że nie posiada wielu wysokich zawodników i problemem jest dla niej gra w powietrzu, ale w każdym innym elemencie nie ma sobie równych. Kiedy Barcelona jest w posiadaniu piłki, przeciwnik jest bezradny, nie może zrobić nic. Dla mnie jest to drużyna kompletna, perfekcyjna.

Który z piłkarzy robi na panu największe wrażenie?
Nie sposób wybrać! Messi, Iniesta, Xavi, Busquets, który bardziej podoba mi się kiedy gra na pozycji defensywnego pomocnika niż stopera, a także Victor Valdes, który w ostatnich sezonach gra na naprawdę wysokim poziomie. Każdy z piłkarzy zasługuje na wyróżnienie. Ale jeśli już musiałbym wskazać tylko jednego, to oczywiście będzie nim Leo Messi. Chyba każdy trener na świecie chciałby go mieć w swojej drużynie.

Dwa lata temu w Rzymie Barcelona pokonała Manchester United 2:0. Jakiego meczu spodziewa się pan tym razem?
Każdy mecz jest inny. Spotykają się dwie wspaniałe drużyny i wydaje mi się, że będzie to dobre, wyrównane i bardzo emocjonujące spotkanie. Według mnie Barςa stoi o stopień wyżej, ma lepszy zespół, prezentuje lepszy futbol, jednak jeśli istnieje drużyna, która może pokonać Barcelonę, to na pewno jest nią właśnie Manchester United. Mam tylko nadzieję, że nie zagra tak jak Real Madryt w finale Pucharu Króla. W takim spotkaniu może zdarzyć się wszystko, ale liczę oczywiście, że wygra Barcelona.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
17 maja 2011