sobota, 17 grudnia 2011

JAVI VARAS




Po niedawnym znakomitym meczu na Camp Nou (0:0) został pan bohaterem Sevilli. Ile razy oglądał pan później tamto spotkanie?
Tylko raz, od razu następnego dnia. Ale muszę przyznać, że nie lubię oglądać swoich parad, wolę zobaczyć jakie błędy popełniłem, by nie pojawiały się w następnych meczach.

Ale tamten mecz wyszedł panu perfekcyjnie!
Zawsze są jakieś drobne elementy, które trzeba skorygować. Najczęściej ani kibice, ani dziennikarze ich nie wychwytują, ale później przy bardzo dokładnej analizie widać rzeczy, które wymagają jeszcze udoskonalenia.

Co musi mieć dobry bramkarz?
Przede wszystkim spokój, opanowanie, musi dawać drużynie pewność, umieć podejmować właściwe decyzje. Powinien także dobrze grać nogami, by móc jak najlepiej wprowadzać piłkę i uczestniczyć w grze.           

Rzuty karne to kwestia szczęścia czy skrupulatnej analizy?
Myślę, że na obronę rzutu karnego wpływa wiele czynników. Szczęście, intuicja bramkarza, ale także analiza. Trzeba dokładnie przestudiować rywali, jak i w które miejsce zazwyczaj uderzają. A później trzeba liczyć na łut szczęścia.

Teraz mierzycie się z Realem Madryt. Liczy pan, że uda się powtórzyć wyczyn z Camp Nou?
Nie. Chcę, żeby poszło nam znacznie lepiej i żebyśmy zwyciężyli! Z Barceloną graliśmy na jej stadionie, z Realem zagramy przed naszą publicznością i interesują nas trzy punkty. Oni mają znakomitych zawodników, których trudno zatrzymać, ale mam nadzieję, że też dopisze nam szczęście.

Więcej problemów sprawiają napastnicy Realu czy Barcelony?
Oba zespoły mają najlepszych piłkarzy świata, ale jeśli muszę wybierać to wskazuję na Barcelonę. W ostatnich sezonach wygrywali prawie wszystko, poza tym każdy ofensywny zawodnik Barcy może strzelić gola w każdym momencie. Są bardziej groźni.

Ale w poprzednim sezonie Cristiano Ronaldo w jednym tylko meczu strzelił panu cztery gole.
Tak, ale na szczęście nie udało mu w półfinale Pucharu Króla. Cóż, tamten mecz ligowy to był dla mnie jeden z najgorszych dni w karierze, wpuścić sześć goli nie jest niczym przyjemnym. Ale darzę go szacunkiem i mam nadzieję, że tym razem nie zdoła strzelić.

Wywołują strach rzuty wolne Ronaldo?
Tak, ponieważ wykonuje je w bardzo specyficzny sposób, piłka leci z nieprawdopodbną prędkością. Jedyne co możemy zrobić to być bardzo uważnymi, wykazywać się inteligencją. Takich sytuacji nie da się przećwiczyć na treningu. Trzeba reagować w ułamku sekundy.

Na Ramón Sanchez Pizjuan od trzech lat nie słychać hymnu Ligi Mistrzów, co jest wielkim ciosem dla prezydenta Del Nido.
Zdajemy sobie z tego sprawę. W tym sezonie idzie nam dobrze, naszym celem jest zajęcie 3-4 miejsca, by wreszcie zagrać w Champions League. Oczywiście, chcielibyśmy walczyć o lokaty 1-2, ale na razie jest to niemożliwe. Różnice między Barceloną i Realem a resztą nadal są ogromne. Oba zespoły pewnie znów uzbierają po 80 punktów, co dla innych jest nieosiągalne.

Do pierwszej drużyny Sevilli trafił pan dość późno.
Miałem 26 lat, nie mogłem dłużej grać w rezerwach, więc miałem do wyboru: albo odejście do innego klubu, albo wejście do pierwszego zespołu, gdzie byli Andres Palop i Morgan De Sanctis. Postanowiłem zostać w Sevilli i, na szczęście dla mnie, wkrótce De Sanctis odszedł do Galatasaray, więc decyzja, jaką podjąłem była trafna.

Jednak wywalczenie miejsca w bramce Sevilli zajęło panu ponad dwa lata.
Wiele przeszedłem, by tutaj dotrzeć, bardzo ciężko pracowałem i byłem cierpliwy, spokojnie czekałem na swoją kolej i dziś jestem dumny ze sposobu, w jaki to wszystko osiągnąłem i mam jeszcze więcej zapału do pracy. Ale w tym czasie nie brakowało też chwil zwątpienia, nie raz byłem sfrustrowany ciągłym siedzeniem na ławce. Wiadomo, że każdy chce grać, chce czuć, że jest ważny dla drużyny. Był nawet moment, że chciałem rzucić ręcznik, poszukać sobie innego klubu. Ale wtedy zawsze mogłem liczyć na wsparcie i rady moich rodziców, żony, przyjaciół, którzy wyciągali mnie z dołka i nie pozwolili się poddać. Ostatecznie, dzięki Bogu, wszystko ułożyło się dobrze.

Po tamtym październikowym meczu z Barceloną mówiło się nawet o powołaniu do reprezentacji Hiszpanii. Widzi pan jakieś szanse?
W tej chwili to bardzo trudne. Iker, Victor i Pepe osiągnęli bardzo dużo, wszyscy trzej są bramkarzami klasy światowej. Oczywiście, jak każdy Hiszpan chciałbym kiedyś dostać powołanie i być częścią tej wielkiej drużyny, ale trzeba być realistą. Na razie skupiam się na pracy w Sevilli. Dobre występy w klubie są jedynym sposobem, by zostać dostrzeżonym przez selekcjonera.

Zna pan polskich bramkarzy?
Znam Łukasza Fabiańskiego. Spotkaliśmy się kilka lat temu podczas towarzyskiego turnieju w Amsterdamie. Graliśmy wówczas z Arsenalem, zremisowaliśmy 1:1. Pamiętam, że zaskoczył mnie wtedy bardzo, był młodym chłopakiem, a wygrywał rywalizację z Almunią. Polska wydała wielu znakomitych bramkarzy, jak choćby Dudek, a że Arsenal, jeden z najważniejszych klubów w Europie, ma dwóch polskich golkiperów, to o czymś świadczy.

Rozmawiała Barbara Bardadyn