wtorek, 5 stycznia 2010

GERARD PIQUÉ. Model z Barcelony






Dla wielu jest najlepszym środkowym obrońcą na świecie, nie bez powodu więc przylgnęła do niego ksywka  Piquenbauer. W ciągu półtora roku stał się czołową postacią Barcelony, z którą wygrał sześć trofeów i zadebiutował w reprezentacji u Vicente del Bosque. Niebanalny, błyskotliwy, czasem kontrowersyjny. Otwarcie mówi o swej niechęci do Realu Madryt, mimo że jego drugie nazwisko to… Bernabeu.


Latem 2008 roku prezes Barcelony, Joan Laporta, spotkał się z Montse Bernabeu, dyrektorką szpitala Insituto Guttman, by wypytać o syna i jego sytuację w Manchesterze United. „Nie może doczekać się powrotu!” – usłyszał w odpowiedzi. Barca błyskawicznie sprowadziła na Camp Nou swego wychowanka, a on od początku zyskał zaufanie Pepa Guardioli stając się ważną częścią jego układanki i tworząc super duet stoperów z doświadczonym Carlesem Puyolem.

Z La Masii na Old Trafford
Pique od kołyski jest cule (jak bywają nazywani sympatycy FCB). Jego rodzina od pokoleń kibicuje azulgranie, a dziadek Gerarda, Amador Bernabeu, był wiceprezesem Barcelony za czasów prezesury Josepa Lluisa Nuňeza i Joana Gasparta. Nic więc dziwnego, że Geri nie kryje swej niechęci do odwiecznego rywala i zawsze szuka sposobności, by sobie z niego dworować. – Już lew wywołuje więcej strachu niż Real Florentino Pereza – wypalił po letnich wzmocnieniach Królewskich.
Po golu zdobytym na Santiago Bernabeu w Gran Derbi (2:6), wiele osób zarzucało mu brak szacunku dla rywala ze względu na sposób, w jaki celebrował swoją bramkę. – A co miałem robić, skoro oszalałem ze szczęścia? Przepraszać? – pytał ironicznie. – Trzeba być zagorzałym kibicem Realu albo Barcelony, aby zrozumieć co znaczy gol zdobyty w takim meczu.
Miarka przebrała się jednak po zdobyciu mistrzostwa Hiszpanii. Na szczelnie wypełnionym Camp Nou, Pique skandował do mikrofonu: „Bote, bote, bote, madridista el que no bote” (Skaczcie, skaczcie, skaczcie, kto nie skacze, ten z Madrytu), za co dostał surową burę od Xavi’ego.
Do szkółki Barcelony trafił jako dziewięciolatek, grając tam u boku m.in. Cesca Fabregasa i Leo Messiego. W 2004, mając 17 lat, został jednak sprzedany do Manchesteru United, gdzie miał zostać gwiazdą ligi. Ale – na szczęście dla dzisiejszej Barcelony – nic z tego nie wyszło. Młody Katalończyk nie grał dużo i z perspektywy czasu pobytu w Manchesterze nie wspomina najlepiej. – Byłem tam zupełnie sam, tęskniłem za rodziną. Większość czasu spędzałem w domu. Fatalnie się też odżywiałem. Frytki, chipsy i czekoladowe batoniki stanowiły podstawę mojego menu. Na początku miałem również problemy z językiem i gubiłem się podczas rozmów – wspomina. Mimo to w piłkarskim CV ma tytuł mistrza Anglii i puchar Ligi Mistrzów. Notabene jest trzecim piłkarzem w historii (obok Marcela Desailly’ego i Paulo Sousy), który wygrał Champions League dwa razy z rzędu, ale z różnymi klubami.

Hierro z Katalonii
Powrót do Hiszpanii okazał się krokiem milowym w rozwoju młodego piłkarza, który w drużynie Guardioli szybko znalazł swoje miejsce. – W szkółce Barcelony spędziłem osiem lat, dorastałem z jej filozofią gry, a więc na początku było mi znacznie łatwiej niż na przykład Keicie. Ten styl mam zakodowany w DNA – opowiada Pique. –  Oczywiście, nie jest łatwo być obrońcą Barcy, ale dla mnie jest to sytuacja komfortowa. Wymagania są znacznie większe niż w jakimkolwiek innym klubie. Nie wystarczy tylko odbierać piłek rywalom czy grać dobrze głową. W żadnej innej drużynie stoper nie atakuje tak często, co w naszej – dodaje.
Na początku podpisał z Barceloną czteroletni kontrakt, który właśnie przedłużył aż do roku 2015, a klub potroił jego klauzulę odejścia, która teraz wynosi 150 milionów euro.
– W bardzo krótkim czasie zrobił ogromny postęp – chwali 22-letniego stopera Fernando Hierro. – Już jest znakomitym piłkarzem, ale będzie jeszcze lepszy – prorokuje była gwiazda Realu Madryt.
Katalończyk już bywa nazywany nowym Beckenbauerem, pojawiają się też porównania z Hierro. – To dla mnie ogromny zaszczyt, ale ja nazywam się Pique – mówi.
W czym tkwi jego sekret? – Po prostu robi wszystko jak należy: doskonale broni, w grze powietrznej nie ma sobie równych (193 cm wzrostu), doskonale wychodzą mu długie podania, często zapuszcza się w pole karne rywala i strzela gole –  mówi Xavier Ensenyat z tygodnika „Don Balon”. – Pique jest w tej chwili jednym z najbardziej podziwianych i szanowanych  młodych sportowców w Hiszpanii. Po doświadczeniach w Manchesterze United, gdzie chłonął mądrości Fergusona i po wypożyczeniu do Realu Saragossa, Barcelona odzyskała go z powrotem za 5 milionów euro, co w odniesieniu do prezentowanej przez niego formy, jest ceną śmiesznie niską. Potrzebował zaledwie kilku miesięcy, by stać się pewnym punktem defensywy zarówno w Barcelonie, jak i w reprezentacji. Krótko mówiąc, to chłopak perfekcyjny.

Celebryta i model
Podczas gdy w szatni FCB jest największym żartownisiem, prywatnie to człowiek dość spokojny, odpowiedzialny, o wiele dojrzalszy niż mogłoby się wydawać. –  Po raz pierwszy  w życiu mam dziewczynę. To dzięki niej mam głowę na karku – wyznaje Geri.
Mecze, treningi, wywiady, spotkania z przyjaciółmi i narzeczoną, zakupy, oglądanie filmów, gra w pitch & putt (mini golf). W jego życiu nie ma czasu na nudę. Gdziekolwiek by się nie pojawił, wszędzie otaczają go tłumy wielbicieli. Ponadto zasmakował w życiu celebryty i zawsze pokazuje się tam, gdzie bywać należy. Ale to nie wszystko. Uchodzi za znawcę mody i zdaje się, że już na dobre wsiąkł w świat show biznesu. W roli modela zadebiutował w październiku 2008 roku kiedy  jego zdjęcia ukazały się w niedzielnym dodatku do „El Periodico de Catalunya”. W ostatnim czasie pojawił się m.in. na październikowej okładce katalońskiego magazynu „Plaers d’avui” oraz na styczniowej okładce hiszpańskiego pisma „DT Lux”, gdzie można też znaleźć całą sesję (zatytułowaną „Tendencias”) z obrońcą Barcy w roli głównej. Razem z modelką Carlą Crombie wziął także udział w kampanii reklamowej najnowszej kolekcji biżuterii marki Rosich, która okazała się ogromnym sukcesem. A kolejne firmy już ustawiają się w kolejce, by móc pracować z piłkarzem najlepszej drużyny świata.
W żadnym wypadku jednak jego życie prywatne nie rzutuje na grę w Barcelonie, a jego sława imprezowicza dawno już przeminęła. – Owszem, lubiłem się bawić. Mając 17-18 lat każdy chce spędzać czas na imprezach. Ale jestem całkowicie świadomy, że moja forma w stu procentach zależy od trybu życia, zatem nie mogę pozwolić sobie na częste wychodzenie z domu – przyznaje Pique. Niektórzy koledzy powinni brać z niego przykład.

Barbara Bardadyn
Styczeń 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz