czwartek, 28 kwietnia 2011

JOAN CAPDEVILA




PRZEGLĄD SPORTOWY: Od dekady nie zdobył pan żadnego trofeum klubowego. Nadszedł wreszcie czas, by zakończyć tę posuchę?
JOAN CAPDEVILA: Oby! Zresztą nie jest to tylko mój cel, ale i klubu. Villarreal od dziesięciu lat, czyli odkąd znajduje się w elicie hiszpańskiego futbolu, walczy o jakiekolwiek trofeum. Teraz jesteśmy już na ostatniej prostej, a skoro dotarliśmy tak daleko, chcielibyśmy awansować do finału i go wygrać.

PS: To niewiarygodne, że mistrz świata i Europy nigdy nie zdobył mistrzostwa kraju ani nie odniósł sukcesu w europejskich pucharach.
Jak widać jest to możliwe (śmieje się). Piłkarze grający w reprezentacji są to głównie zawodnicy Barcelony i Realu czy innych ważnych hiszpańskich drużyn. Villarreal nie udaje się na razie wygrać w starciu z tymi największymi. Oczywiście, że chciałbym wreszcie zdobyć coś poza Pucharem Króla, który wygrałem z Deportivo, dlatego bardzo zależy mi na Lidze Europy, od której dzieli nas już tylko krok. To jest mój osobisty cel na ten sezon.

PS: Na triumf w Europie była szansa w 2004 roku kiedy Depor mierzyło się z FC Porto.
To było FC Porto Jose Mourinho, byliśmy wtedy bardzo blisko awansu do finału Ligi Mistrzów, ale niestety nie udało się. Teraz znów na nich trafiliśmy… Zobaczymy czy będziemy mieli więcej szczęścia.

PS: Ówczesnym asystentem Mourinho był Andre Villas-Boas, dziś trener FC Porto.
Mam nadzieję, że nie jest to zły znak! Na pewno czeka nas bardzo skomplikowany dwumecz, niezależnie od osoby trenera. On jest jednak bardzo dobrym szkoleniowcem, ale jeśli znów zostaniemy wyeliminowani przez Portugalczyków, będzie to dla nas cios! Musimy zrobić wszystko, aby tym razem moneta była po naszej stronie.

PS: Gra FC Porto robi wrażenie.
Tak. Wiemy, że jest faworytem do wygrania tego trofeum. Ma za sobą znakomity sezon w lidze, już kilka tygodni temu zapewnił sobie mistrzostwo kraju. Być może czekają nas dwa najtrudniejsze mecze tego sezonu. Spodziewamy się zespołu bardzo silnego, zdyscyplinowanego taktycznie. Będzie ciężko, ale mamy wielkie nadzieje i wielką ochotę na wyjazd do Dublina. Do tej pory wykonaliśmy niezłą pracę w tych rozgrywkach i nie możemy pozwolić, żeby cały nasz wysiłek poszedł na marne. Poza tym mamy wspaniałych kibiców, którzy wspierają nas przez cały sezon, mecz po meczu. Oni zasłużyli na ten sukces.

PS: Czy Villarreal ma jakąś przewagę nad FC Porto?
Hmm… Może fakt, że nie jesteśmy faworytem, że to im oddaliśmy tę rolę, dzięki czemu będzie na nas spoczywać mniejsza presja. Dobre jest też to, że mecz rewanżowy rozegramy na własnym stadionie. Jeśli w Porto uda nam się uzyskać w miarę pozytywny rezultat, na El Madrigal będziemy czuli się swobodniej, będziemy w jakiś sposób chronieni.

PS: Z jednej strony Nilmar i Giuseppe Rossi, z drugiej Hulk i Falcao. Wymarzony pojedynek.
Dla mnie to jedni z najlepszych napastników na świecie. Losy tego dwumeczu zależeć będą od nich, od tego czy będą mieli szczęście pod bramką rywala. Dlatego w tych dniach o Nilmara i Rossiego musimy dbać jak o małe dzieci, nie mogą niczym ryzykować. Hulk i Falcao też są bardzo groźni, przy nich trzeba być niezwykle ostrożnym, bo najmniejsze zaniedbanie w defensywie z pewnością od razu zamieni się na gola.

PS: Zgadza się pan z opinią, że Villarreal to taka mini Barcelona?
Nie. Myślę, że niewiele drużyn na świecie może pozwolić sobie na porównania z Barceloną. My staramy się grać dobry futbol, utrzymywać się przy piłce, współpracować. Jednego dnia wychodzi nam to lepiej, innego gorzej. To prawda, że usiłujemy grać podobnie, wymieniać wiele podań, ale na porównania z Barceloną jest zdecydowanie za wcześnie. To jest najlepszy klub na świecie i od poziomu, jaki prezentuje Barςa dzieli nas jeszcze bardzo dużo.

PS: W rozgrywkach europejskich Villarreal spisuje się fantastycznie, w Primera Division wygląda to trochę gorzej. Dlaczego?
Prawda jest taka, że bardziej skoncentrowaliśmy się na Lidze Europy. Mamy kwiecień, więc zmęczenie też daje znać o sobie. Ale uważam, że nie ma tragedii. W lidze jesteśmy na 4. miejscu, jeśli zdołamy je utrzymać, a do tego awansować do finału Ligi Europy, będziemy mogli mówić o perfekcyjnym sezonie. A te ostatnie porażki… no cóż, wiedzieliśmy, że kiedyś mogą nadejść, ale wcale nie umniejszają naszej dotychczasowej pracy. Jesteśmy na dobrej drodze.

PS: Prezydent klubu Fernando Roig mówi, że dla niego bardziej od trofeum liczy się awans do Ligi Mistrzów.
Nam zależy na finale w Dublinie, dla każdego z piłkarzy będzie to ogromne wyróżnienie. Ale oczywiście chcemy również zająć przynajmniej 4. miejsce w lidze. To jest decydująca część sezonu, wiemy jakie znaczenie posiada każdy mecz. Chcemy grać w Champions League, ale chcemy też wygrać Ligę Europy i wiem, że możemy osiągnąć obie rzeczy. Mamy na to wystarczająco dużo sił.

PS: Przez lata był pan niezastąpiony na lewej obronie, ale ostatnio pojawił się Jose Catala. Myśli pan, że w przyszłości może zostać pana godnym następcą?
Jak najbardziej i wcale nie w przyszłości, ale teraz, natychmiast. Zarówno on, jak i inni młodzi zawodnicy, którzy wchodzą do pierwszej drużyny, mają ogromny potencjał, szybko się uczą. Catala to piłkarz, który ma przed sobą wielką przyszłość i uważam, że spokojnie może zastąpić mnie nie tylko w Villarreal, ale także w reprezentacji Hiszpanii.

PS: Ma pan kontrakt do 2013 roku. To już postanowione, że wtedy zawiesi pan buty na kołku?
Prawdę mówiąc nie wiem. Wszystko zależeć będzie od formy, od tego jak będę się czuł. Futbol zmienia się z dnia na dzień, nie wiadomo co wydarzy się w ciągu dwóch lat. Jeśli będę miał siłę, chciałbym grać dalej, jeśli nie, zostawię to bez problemu. Wszystko okaże się w swoim czasie.

PS: A mistrzostwa świata w Brazylii?
Jasne, że chciałbym na nich wystąpić, ale nie sądzę, abym dotrwał do tego czasu, nie wydaje mi się, bym miał jeszcze siłę. To raczej niemożliwe, chociaż nigdy nic nie wiadomo.

PS: Będzie pan miał 36 lat. W tym wieku Martin Palermo debiutował na mundialu.
Naprawdę nie wiem… Zostały jeszcze trzy lata. Sądzę, że selekcjoner będzie chciał wziąć kogoś młodszego… Nie wybiegam za bardzo w przyszłość, skupiam się na dniu dzisiejszym.

PS: Na wspomnienie o RPA, jaki obrazek pojawia się w pierwszej kolejności?
Iker Casillas wznoszący Puchar Świata. To był wyjątkowy moment, o którym wszyscy marzyliśmy. Czułem się wtedy wielkim szczęściarzem, kimś uprzywilejowanym. Mogłem cieszyć się pucharem, który dotąd oglądałem jedynie w telewizji. To piękne, niezapomniane uczucie.

PS: W którym momencie turnieju pomyślał pan, że może się udać?
Po meczu z Paragwajem. Iker obronił w nim rzut karny, zanim strzeliliśmy gola, piłka trzy razy trafiała w słupek. Poza tym pokonaliśmy wreszcie tę przeklętą barierę ćwierćfinału i wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że tak, możemy wygrać mundial.

PS: Wraca pan jeszcze do tamtych meczów?
Pewnie. Nie ma dnia, żebym nie myślał o tym, co wydarzyło się w trakcie tamtego miesiąca. To jest coś szczególnego, coś, co zapamiętam do końca życia.

PS: Futbol jest pana obsesją?
Chyba można tak powiedzieć. Oglądam mecze wszystkich najważniejszych lig, analizuję. Bardzo mnie to pasjonuje i po zakończeniu kariery pozostanę przy futbolu. Nie jako trener, ale na pewno chciałbym zająć się czymś związanym z piłką.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
26 kwietnia 2011

środa, 13 kwietnia 2011

RAÚL GONZÁLEZ




PRZEGLĄD SPORTOWY: Dzięki bramce zdobytej przed tygodniem na San Siro został pan najlepszym strzelcem w historii Ligi Mistrzów. Wydaje się, że nigdy nie przestanie pan strzelać!
RAÚL GONZÁLEZ: Chcę zdobywać bramki w każdym meczu. Taki jest mój cel i praca. Jednak nie przywiązuję żadnej wagi do rekordów. Wiem, że tacy piłkarze jak Leo Messi będą lepsi ode mnie.

PS: Po meczu w Mediolanie Schalke jest już jedną nogą w półfinale Champions League.
Osiągnęliśmy dobry rezultat, ale jeśli będziemy myśleć, że już awansowaliśmy, wówczas znajdziemy się na najlepszej drodze do tego, by odpaść z tych rozgrywek. Inter jest bardzo mocną drużyną, ma znakomitych zawodników. Zrobią wszystko, żeby przejść do następnej rundy mimo że to my mamy przewagę. Na pewno musimy być bardzo skoncentrowani i nie wybiegać w przyszłość.

PS: Jak to możliwe, że drużyna, która wygrywa 5:2 z aktualnym mistrzem Europy, znajduje się w środku ligowej tabeli?
W pierwszej części sezonu mieliśmy ogromne problemy, graliśmy bardzo nieregularnie, brakowało nam skuteczności. Na szczęście po dwóch ostatnich zwycięstwach nasza sytuacja wygląda coraz lepiej i mamy szanse, by zbliżyć się do pierwszej piątki. Zrobimy wszystko, żeby prezentować poziom z ostatnich spotkań i wygrywać kolejne mecze w lidze.

PS: Uważa pan, że ta drużyna Schalke ma szanse na wygranie Champions League, czy jeszcze jest za wcześnie?
Jak już wspomniałem na razie koncentrujemy się wyłącznie na meczu ćwierćfinałowym. Nie chcemy robić drugiego kroku, skoro jeszcze nie wykonaliśmy pierwszego.

PS: Real Madryt, pańska była drużyna, ma już praktycznie zapewniony półfinał LM. Myśli pan, że po tylu latach niepowodzeń może w końcu wygrać dziesiąty Puchar?
W tej chwili Real jest wielkim zespołem, mają znakomitego szkoleniowca. Jednak w półfinale przyjdzie im się zmierzyć ze starym rywalem, Barceloną. Jeśli ich pokonają, uważam, że wygrają Ligę Mistrzów.

PS: Pańskim zdaniem ta Barcelona jest do pokonania? We wcześniejszych pięciu Gran Derbi Real zawsze przegrywał.
Barςa ma znakomity zespół i ogromne sukcesy na koncie. Ale nie ma drużyn niezwyciężonych, dlatego uważam, że szanse są bardzo duże. Trzymam kciuki za Real Madryt.

PS: Czy kiedykolwiek żałował pan, że opuścił Santiago Bernabeu?
Nie, to była bardzo dobra decyzja. Schalke to świetny klub, a rywalizacja w  Bundeslidze stoi na naprawdę wysokim poziomie. Poza tym jest tu doskonała infrastruktura, atmosfera panująca na stadionach jest fantastyczna. Móc mieszkać i grać tutaj jest prawdziwą przyjemnością i daje mi wiele radości.

PS: Pańska forma prezentowana w Schalke pokazuje jak wiele osób pomyliło się pozwalając odejść panu z Realu.
Nie wiem. W Schalke czuję się bardzo dobrze. Po krótkim okresie aklimatyzacji cały czas gram na równym poziomie. Nasze wyniki w Champions League pokazują, że mamy dobry zespół, piłkarzy o wysokich umiejętnościach. A ja jestem częścią tego wszystkiego i jestem szczęśliwy.

PS: Pamiętam, że pańskie pożegnanie w Madrycie było bardzo smutne, obecna była ledwie garstka kibiców… Zasłużył pan na co lepszego.
Nie, to było wspaniałe i bardzo emocjonujące pożegnanie. Nie ma co narzekać.

PS: Jakiś czas temu Guti powiedział tak: „Pewnego dnia Raul będzie trenerem Realu Madryt, a ja jego prezesem”. Ludzie, którzy pana znają, twierdzą, że umrze pan bez futbolu.
Guti i ja moglibyśmy stworzyć niezły team, prawda? Po zakończeniu kariery na pewno wrócę do Madrytu i do Realu. Nie mam co do tego wątpliwości. A wtedy zobaczymy co się wydarzy.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
11 kwietnia 2011

sobota, 9 kwietnia 2011

ANDONI IRAOLA




PRZEGLĄD SPORTOWY: Real Madryt już praktycznie nie liczy się w walce o mistrzostwo Hiszpanii. Przed wami duża szansa.
ANDONI IRAOLA: Sądzę, że Real ma jeszcze możliwości, w grze jest mnóstwo punktów. Oczywiście, trudno liczyć na to, że Barca nagle zacznie się potykać, ale dla Realu mecz z nami jest jedną z ostatnich szans. Jestem pewien, że przyjadą tutaj z najlepszym składem, by nas pokonać, ale my zrobimy wszystko, żeby im to uniemożliwić.

PS: Jest pan zaskoczony tym, że Real znów poniósł porażkę w rywalizacji z Barceloną?
Real wcale nie rozegrał złego sezonu. Chodzi o to, że Barcelona jest na poziomie, do którego praktycznie nie można dorównać. Real zdobył mnóstwo punktów. Gdybyśmy cofnęli się o kilka sezonów, na tym etapie byłby liderem, ale niestety przyszło mu rywalizować z Barcą, która gra niesamowicie.

PS: Nadejdzie dzień, w którym Real pokona Barcelonę?
Myślę, że tak. W tej chwili to chyba jedyna drużyna, która poziomem zbliżona jest do Barcelony. Nie sądzę, aby prawdziwa różnica wynosiła 5:0 z meczu na Camp Nou. Różnice między nimi są niewielkie i dziś są to dwie najlepsze drużyny w Europie.

PS: A jaka jest różnica między Realem i Athletic?
Nie ma wątpliwości, że oni mają lepsze indywidualności niż my, piłkarzy o większych umiejętnościach i dlatego w lidze są wyżej od nas. Mimo to mamy szanse na zwycięstwo. U siebie jesteśmy silnym zespołem. W ubiegłym sezonie wygraliśmy z nimi San Mames i teraz też spróbujemy.

PS: Jak Sporting Gijon.
Jasne. Nikt nie spodziewał się porażki Realu. Od początku sezonu nie przegrali na swoim stadionie, ale w trakcie rozgrywek zawsze musi przytrafić się taki mecz. Na przykład dla Barcelony był nim Hercules, wtedy też był to szok. Dlatego uważam, że spotkanie z Realem nie będzie dla nas łatwe. Oni nie są przyzwyczajeni do przegrywania.

PS: Cristiano Ronaldo jest najtrudniejszym rywalem, z jakim dotąd przyszło się panu zmierzyć?
Ronaldo i Messi to najlepsi napastnicy na świecie, ale nie powiedziałbym, że tylko oni przysparzają mi problemów. Co tydzień muszę mierzyć się z piłkarzami wysokiej klasy.

PS: Celem Athletic jest walka o Champions League za wszelką cenę czy spokojne utrzymanie miejsca dającego prawo gry w Lidze Europy?
Mamy przed sobą jeszcze mnóstwo pracy do wykonania. Dostanie się do strefy Champions jest dla nas właściwie niemożliwe, bo Valencia i Villarreal mają znaczną przewagę. My chcemy spokojnie utrzymać miejsce w Lidze Europy, co założyliśmy sobie na początku sezonu.

PS: Ale poza Realem zostały wam mecze z przeciętnymi drużynami.
Tak, ale wiadomo jakie są te końcowe kolejki. Zespoły walczące o utrzymanie nagle zaczynają zdobywać więcej punktów niż na przestrzeni ostatnich miesięcy, na przykład taki Sporting, który pojechał na Santiago Bernabeu i wygrał. To będzie trudny moment rozgrywek.

PS: Myśli pan, że Athletic zacznie w przyszłości sprowadzać zawodników spoza Kraju Basków i Nawarry, czy jest to tradycja, której nie wolno przerywać?
Trudno przewidzieć, co wydarzy się za kilka lat. Wiem, że wszyscy w klubie są zadowoleni z naszej filozofii i nic nie wskazuje na to, że coś ma się zmienić. Ale jeśli socios będą chcieli transferów z zewnątrz, myślę, że nie będzie żadnego problemu.

PS: Jednak nie możecie narzekać na brak dobrych piłkarzy. Lezama, szkółka Athletic, jest jedną z najlepszych w Hiszpanii. Wystarczy spojrzeć na Muniaina, San Jose czy Ekizę, którzy błyskawicznie wkomponowali się w drużynę.
To prawda. Ostatnie lata pokazały, że jeśli stawia się na młodych zawodników, to oni nigdy nie zawodzą. Jeśli weźmiemy pod uwagę średnią wieku, to Athletic jest zespołem dość młodym. Uważam, że mamy bardzo fajną drużynę, z którą można wiele osiągnąć.

PS: W lidze hiszpańskiej uchodzi pan za człowieka z żelaza. Nigdy się pan nie męczy, nie odnosi kontuzji, nie łapie dużo kartek, a do tego strzela gole. Piłkarz perfekcyjny.
(śmieje się). Nie, jest mi bardzo daleko do perfekcji, muszę poprawić jeszcze wiele rzeczy, jednak prawdą jest, że do tej pory zawsze miałem pełne zaufanie trenerów, nie miałem żadnej poważnej kontuzji i na szczęście rozgrywam mnóstwo meczów. Jestem obrońcą, moim zadaniem nie jest zdobywanie goli, ale udaje mi się dokładać swoje ziarenko również  w tym aspekcie.

PS: Trzej najlepsi prawi obrońcy według Andoniego Iraoli?
Najlepszy na świecie jest Dani Alves. Później Philipp Lahm, który bardzo mi się podoba oraz Maicon.

PS: Po ponad rocznej przerwie wrócił pan do reprezentacji Hiszpanii. Na dłużej?
Grać w reprezentacji, która dopiero co zdobyła mistrzostwo świata, nie jest zadaniem łatwym. Cieszy mnie, że zostałem dostrzeżony przez trenera, a przecież poziom tej drużyny jest niezwykle wysoki. Moim jedynym zmartwieniem pozostaje teraz utrzymanie równej formy. Liczę, że będę mógł pojechać na mistrzostwa Europy.

PS: Hiszpania jedną nogą już tam jest.
Tak, można chyba powiedzieć, że już zrobiliśmy swoje, rozegraliśmy te najtrudniejsze mecze i cel został osiągnięty.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
6 kwietnia 2011

piątek, 8 kwietnia 2011

THIERRY HENRY




MAGAZYN SPORTOWY: Wiele razy mówił pan, że uwielbia Nowy Jork, ponieważ nikt tam pana nie zna i w spokoju może pan odpocząć. Czy coś zmieniło się pod tym względem od czasu pana transferu do New York Red Bulls latem minionego roku?
THIERRY HENRY: Na szczęście nie. Nadal spokojnie mogę spacerować ulicami Nowego Jorku i cieszę się każdym dniem jak tylko mogę. To jest ogromny psychiczny komfort kiedy wiesz, że możesz robić to, co lubisz i że nikt nie przeszkadza ci na każdym kroku. Tutaj czuję się naprawdę wolny.

Co takiego ma w sobie to miasto?
Hmm… nie wiem. Ja po prostu kocham Nowy Jork! Lubię panującą tu atmosferę, pozytywne wibracje i fakt, że zawsze dzieje się coś ciekawego. To miasto oferuje bardzo długą listę możliwości spędzania wolnego czasu, niezależnie od nastroju, w jakim jesteś.

Założę się, że na szczycie pańskiej listy są mecze koszykówki.
Tak! Chodzę na nie kiedy tylko pozwala mi na to czas. Jestem wielkim fanem NBA, a mój dobry przyjaciel Ronny Turiaf gra w Knicks, więc dopinguję ich z trybun gdy tylko mogę.

Czyli jest pan kibicem Knicks?
Teraz oczywiście tak, ale uważnie śledzę również poczynania Spurs, gdzie występuje mój inny wielki przyjaciel Tony Parker.

Przejdźmy do futbolu. Czy po tych pierwszych miesiącach w MLS, może pan powiedzieć, że to jest to, czego pan oczekiwał?
Przyszedłem tutaj w połowie rozgrywek, właściwie już pod koniec, więc trudno jest mi to ocenić. Miałem za sobą długi sezon w Barcelonie, więc kiedy trafiłem do NY Red Bulls byłem bez formy. Później pod koniec rozgrywek doznałem kontuzji, a zatem nie miałem wielu szans na grę. Jestem tu zbyt krótko, by móc powiedzieć już coś konkretnego, ale na pewno nie żałuję tej decyzji.

Kiedy przyszedł pan do Barcelony mówił pan, że przeżył swoisty szok, ponieważ drużyna często podróżowała z dziennikarzami, kibice zawsze byli w pobliżu zespołu na treningach, co było czymś niespotykanym kiedy grał pan w Arsenalu. Czy zatem coś zaskoczyło pana w NY Red Bulls?
W Stanach futbol nie mieści się oczywiście w czołówce najpopularniejszych sportów, dlatego może dziwić fakt, że wiele rzeczy jest tu na najwyższym poziomie. Zanim tutaj trafiłem, wiele osób mówiło mi, żebym nie oczekiwał zbyt wiele od MLS, od obiektów, etc. A na miejscu zostałem bardzo pozytywnie zaskoczony stanem boisk, który jest naprawdę dobry, wszystkie udogodnienia są na poziomie tych znanych z Europy. Mamy też piękny stadion. Z czasem na pewno będę miał pełniejszy obraz tego wszystkiego, ale z tego co widzę, klub zmierza we właściwym kierunku.

Twierdzi pan, że Mayor League Soccer to coś więcej niż ludzie w Europie myślą…
Szkoda, że osoby, które są na zewnątrz umniejszają jej wartość. To jest bardzo interesująca liga, gdzie rywalizacja stoi na wysokim poziomie. Kibice także są fantastyczni. MLS to młoda liga, która rośnie w siłę z każdym dniem, co widać gołym okiem.

Jose Mourinho, który podobnie jak pan uwielbia Nowy Jork, powiedział niedawno, że za 10-15 lat chciałby się tam przeprowadzić i trenować NY Red Bulls. Podoba się panu ten pomysł?
Tak. Myślę, że on dostrzega potencjał, jaki drzemie w MLS. Uważam, że w ciągu 10-15 lat będzie to bardzo szanowana w świecie liga i nikogo nie będzie dziwić fakt, że trenerzy pokroju Mourinho będą chcieli tu pracować i jeszcze bardziej ją wzbogacać.

Mógłby pan wyróżnić jakiego napastnika, który najbardziej panu zaimponował?
Jest tu wielu dobrych amerykańskich zawodników, ale wskazałbym na Juana Agudelo, mojego kolegę z drużyny. Ma dopiero 18 lat, ale jest niesamowicie utalentowany, a do tego nie brakuje mu chęci do wytężonej pracy i ciągłego poprawiania różnych aspektów gry. Ten chłopak jest niesamowity. Uważam, że ma przed sobą wielką przyszłość i naprawdę wywarł na mnie ogromne wrażenie.

A Chris Wondolowski z San Jose Earthquakes?
Miał bardzo udany miniony sezon. Dotarł ze swoim zespołem do fazy playoff, był najlepszym strzelcem i został za to nagrodzony powołaniem do reprezentacji. A to jest ważne osiągnięcie w karierze każdego zawodnika.

Mówi, że chciałby grać w lidze angielskiej, w Tottenhamie. Sprawdziłby się w Premier League?
Myślę, że tak. Jeśli dostanie tam kontrakt, będę mu życzył powodzenia.

New York Red Bulls to już ostatni klub w pana karierze, czy może chciałby pan jeszcze wrócić do Europy na sezon bądź dwa?
Na razie myślę tylko o NYRB, z którym podpisałem 4,5-letni kontrakt. Nie wiem, co przyniesie przyszłość, ale w tej chwili nie myślę o tym, jak będzie wyglądać moje życie po Nowym Jorku.

W przerwie zimowej przez kilka tygodni trenował pan z drużyną Arsenalu.
Tak i jestem ogromnie wdzięczny klubowi, że pozwolił mi na treningi. Ten powrót był dla mnie wyjątkowy. Cieszę się, że po tylu latach nadal łączą mnie dobre relacje z bossem i klubem. Jestem największym i najwierniejszym kibicem Arsenalu. Myślę, że to mówi wszystko.

Rozmawiał pan z Wojciechem Szczęsnym?
Trudno nazwać to rozmową… zamieniliśmy kilka słów. Sądzę, że Arsene Wenger nie bez powodu obdarza go zaufaniem. Udowodnił, że mimo młodego wieku jest wysokiej klasy bramkarzem, do tego ciężko pracuje, jest bardzo ambitny. Myślę, że duży wpływ na niego ma też jego ojciec. Życzę mu, żeby jak najszybciej wyleczył uraz i by nadal miał tak fantastyczne podejście do gry i swojej pracy.

Która drużyna dała panu więcej: Arsenal czy FC Barcelona?
Więcej czasu grałem w Arsenalu, tam dojrzewałem jako piłkarz i spędziłem swoje najlepsze lata. Poza tym z klubem i z samym Londynem łączy mnie pewna szczególna nić. Z kolei z Barceloną spełniło się moje największe marzenie, czyli wygranie Ligi Mistrzów! Nie mogę zatem powiedzieć, któremu klubowi zawdzięczam więcej.

Nadal ma pan tę samą motywację co 10 lat temu?
Piłka nożna jest moją pasją, więc nigdy nie zabraknie mi motywacji. Nawet za 10 lat będę podchodził do futbolu z taką samą pasją i zaangażowaniem jak dziś. Oczywiście nie w sensie zawodowym, ale za każdym razem, kiedy dotykam piłki – nawet jeśli gram tylko ze znajomymi w parku – zawsze daję z siebie maksimum. Po prostu lubię rywalizować.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
27 marca 2011

środa, 6 kwietnia 2011

EDUARDO DA SILVA




PRZEGLĄD SPORTOWY: Kiedy pana koledzy dowiedzieli się, że w ćwierćfinale Ligi Mistrzów zagracie z Barceloną, mieli nietęgie miny. Jak była pańska reakcja?
EDUARDO DA SILVA: Przyjąłem to normalnie, na tym etapie nie ma już łatwych przeciwników. Wiadomo, że faworytem jest Barcelona, byłaby nim nawet gdyby na Camp Nou miał przyjechać Manchester United albo Chelsea. To jasne, że presja leży po ich stronie. My podchodzimy do tego dwumeczu ze spokojem, bez żadnej presji i postaramy się ich zaskoczyć. Uważam, że na boisku wszystko się może zdarzyć. Skoro dotarliśmy aż do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, teraz wszystko jest możliwe.

PS: Dokładnie rok temu grał pan z Barceloną na Camp Nou jeszcze w barwach Arsenalu Londyn.
Tak, to był mój pierwszy mecz z Barceloną, ale nie wspominam go dobrze, bo przegraliśmy 1:4. Wtedy nie wykorzystaliśmy naszych szans i awansowała Barca. Jestem pewien, że teraz z Szachtarem będzie to już zupełnie inne spotkanie.

PS: Po tamtym meczu wie pan już jak grać przeciwko mistrzom Hiszpanii?
Na pewno najważniejsza jest koncentracja i pozytywne myślenie. Wystarczy jeden błąd, który może drogo kosztować. Wiem jednak, że stać nas na bardzo dobry wynik, a poza tym czeka nas jeszcze drugie 90 minut w Doniecku.

PS: Trudno gra się na Camp Nou?
Tak. Trzeba nie tylko zmierzyć się z piłkarzami znakomicie wyszkolonymi technicznie, ale także tysiącami kibiców, którzy wspierają swój zespół. Jednak w tym sezonie zdarzyły się trzy czy cztery mecze, w których Barca miała spore problemy grając na własnym stadionie. Poza tym nasz zespół udowodnił już, że potrafi wygrywać z Barceloną na Camp Nou (3:2 w fazie grupowej sezonu 2008/09 – przyp. red.), a od tamtego czasu Szachtar stał się jeszcze silniejszym i bardziej doświadczonym  zespołem.

PS: Szachtar jest silniejszą drużyną niż Arsenal w tej chwili?
(uśmiecha się) Nie wiem czy możemy się porównywać, za Arsenalem stoi historia i tradycja… Uważam, że my gramy na bardzo wysokim poziomie.

PS: Obok Tottenhamu, Szachtar jest największą niespodzianką tej edycji Champions League.
Wszyscy tak mówią, ale ja się z tym nie zgadzam. Widzę codziennie jak pracują moi koledzy, jaki prezentują poziom, więc uważam, że to normalne, iż dotarliśmy do tego etapu rozgrywek. Mamy naprawdę bardzo dobrych zawodników. Według mnie takie myślenie wynika z faktu, że niewiele osób z Europy Zachodniej ogląda mecze ligi ukraińskiej i nie zdaje sobie sprawy z jej poziomu. Dlatego postrzega się nas jako rewelację. A dla mnie nie jest to żadna niespodzianka. Zasłużyliśmy na to ciężką pracą. Poza tym Szachtar ma już doświadczenie w Europie, zdobył niedawno Puchar UEFA.

PS: A zatem kolejnym celem jest wygranie Ligi Mistrzów?
W dalszej perspektywie na pewno tak, ale na razie będzie o to niezwykle trudno. Tak czy inaczej jesteśmy doskonale przygotowani, znamy swoją wartość i, kto wie, może sprawimy niespodziankę w dwumeczu z Barceloną.

PS: Na kogo trzeba szczególnie uważać?
Na pewno groźny jest środek pola: Xavi, Iniesta, którzy inicjują akcje. Oczywiście Messi, Villa, Pedro. Każdy z nich w pojedynkę może przesądzić o losach meczu.

PS: Jak czuje się pan na Ukrainie?
To mój pierwszy sezon, ale widzę, że wszyscy są ze mnie zadowoleni. Ja też czuję się bardzo dobrze. Zależy mi na zdobyciu mistrzostwa, a jesteśmy już bardzo blisko tytułu, do tego dalej gramy w Champions League. Nie mogę narzekać.

PS: Podpisał pan z Szachtarem 4-letni kontrakt, a później?
Być może przedłużę umowę z klubem, ale jeszcze zbyt wcześnie, by o tym mówić, zresztą ta decyzja nie będzie zależeć tylko ode mnie, ale też od władz klubu. Na pewno nie chcę wracać do Brazylii. Nigdy nie występowałem tam w żadnym klubie z najwyższej klasy rozgrywkowej. Doskonale czuję się w Europie, znam tutejszy futbol, który bardzo mi się podoba i nie chcę się stąd ruszać.

PS: Chciałabym jeszcze spytać o kontuzję sprzed trzech lat, przez którą nie mógł pan grać przez rok. Czy podczas meczów nadal ma pan w głowie tamten obrazek, jest strach?
Nie, absolutnie nie. To już przeszłość. Zapomniałem o tym zdarzeniu i gram jak gdyby nigdy nic się nie stało. Żal mi tylko, że nie mogłem wystąpić na mistrzostwach Europy.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
31 marca 2011