środa, 8 grudnia 2010

JAVIER PASTORE




MAGAZYN SPORTOWY: Mówi się, że jest pan idealnym wspólnikiem Leo Messiego...
JAVIER PASTORE: O tym to się dopiero przekonamy, kiedy rozkręcimy wspólny biznes (śmieje się). A tak poważnie: uważam, że Lio wszystkim ułatwia pracę, sprawia, że futbol wydaje się bardzo prosty. Gra z nim jest czymś naturalnym.

Przyznał pan niedawno, że chciałby grać u boku Messiego w Barcelonie, ale nazwisko Pastore wymieniano także w kontekście Realu Madryt.
Wiadomo, że Barca i Real to dwa najważniejsze kluby na świecie, każdy piłkarz marzy, by w nich grać. Ja jednak jestem w Palermo. Myślę tylko o moim klubie i czuję się tu bardzo dobrze.
 
Ale prezes Maurizio Zamparini powiedział, że jeżeli będzie chciał pan odejść, on nie będzie rzucał panu kłód pod nogi.
To prawda. On jest wspaniałym człowiekiem, łączą nas bardzo serdeczne relacje i ten fakt również pomaga mi czuć się komfortowo w Palermo. Ale powtarzam: w tej chwili nigdzie się nie wybieram, jest mi tutaj dobrze.

Palermo stać na wywalczenie wysokiej lokaty w tym sezonie?
Taki jest nasz cel. Na tym się skupiamy i robimy wszystko, aby Palermo znalazło się jak najwyżej. Zdaję sobie sprawę, że cały czas walczymy z piłkarzami stojącymi na wyższym poziomie niż my, najlepszymi na świecie, jednak my jesteśmy silni mentalnie i wkładamy wszystkie nasze siły, by wygrać każdy mecz. Marzy mi się zdobycie jakiegoś trofeum z Palermo.

Siedem goli w 17 meczach. Nie jest normalne, by ofensywny pomocnik był najlepszym strzelcem drużyny, tym bardziej w lidze włoskiej…
Chyba zwyczajnie mam mnóstwo szczęścia (śmieje się). Chociaż nie gram w pierwszej linii, uwielbiam strzelać gole. Poza tym stawiam sobie pewne cele i staram się je realizować. Uważam, że jest to najlepszy sposób na osiągnięcie czegoś ważnego.
 
Jest pan zaskoczony słabszą dyspozycją Interu?
Tak. Jest to przecież ta sama drużyna, która wygrała wszystko w ubiegłym sezonie. Wydawało się zatem czymś logicznym, że z takimi piłkarzami – zwłaszcza Argentyńczykami! – będzie utrzymywać się na czele. Ale do końca sezonu zostało się jeszcze wiele miesięcy.

Tymczasem to Milan idzie jak burza. Jest poza zasięgiem?
Nie sądzę. Lazio i Juventus są przecież bardzo blisko... Milan ma niesamowitą drużynę, której należy się duży szacunek. Ale lider może zmienić się w każdym momencie. Futbol jest nieprzewidywalny.

Przeszkadzają panu te ciągłe porównania do Kaki?
Nie, ale są trochę przesadzone. Żeby można mnie było do niego porównywać, brakuje mi się jeszcze wiele: mnóstwo meczów do rozegrania, tytułów, doświadczenia. Muszę się jeszcze dużo nauczyć. Tak czy inaczej Kaka jest dla mnie wzorem piłkarza, dlatego porównania do niego są dla mnie ogromnym komplementem i zaszczytem.
 
A chciał pan zostać koszykarzem.
Uwielbiam koszykówkę! Grałem od dziecka i nawet mówiono, że byłem w tym dobry… Sam nie wiem… Tak czy inaczej teraz najważniejszy jest dla mnie futbol!
  
Ale mecze NBA pan ogląda?
Jak najbardziej! Marzy mi się też, by pewnego dnia znaleźć się na jakimś meczu NBA. Nie tylko dla gry samej w sobie, ale także dla atmosfery, spektaklu. To musi być niesamowite przeżycie.

„Gdy tylko go zobaczyłem, wiedziałem, że czeka go wspaniała kariera” – to słowa trenera Angela Cappy. Można go nazwać pańskim mentorem?
Oczywiście. Bardzo wiele mu zawdzięczam. Debiutowałem u niego w Huracanie w Primera Division. Potrafił wyciągnąć ze mnie potencjał. Pozwolił mi zrozumieć, że najlepszy sposób gry to taki, który sprawia, że człowiek czuje się dobrze. W moim przypadku chodzi o dobrą zabawę, bo futbol sprawia mi ogromną radość. Tak, pomógł mi dużo.

Po pańskim debiucie na mistrzostwach świata w meczu z Grecją, Diego Maradona stwierdził, że wyglądał pan, jakby przyjechał na swój czwarty czy piąty mundial, podczas gdy Angel di Maria podkreśla, że był bardzo zdenerwowany przez cały turniej.
Pewnie wynika to z tego, że ja kocham futbol. Zawsze gram tak samo, nie ważne czy w klubie, czy na mundialu. Gra w piłkę daje mi radość, dlatego zawsze wybiegam na murawę szczęśliwy, z wielką ochotą do gry, bez żadnej presji.

Co dała panu praca z Maradoną?
Diego również wiele zawdzięczam. Dał mi szansę gry w reprezentacji, co dla każdego piłkarza jest największym osiągnięciem. Zaufał mi i dzięki temu ja też mam większe zaufanie do swoich umiejętności. Mimo że pracowaliśmy razem dość krótko, ten czas był dla mnie bardzo ważny i zawsze będę mu wdzięczny.
  
A nowy selekcjoner Sergio Batista?
Jest zupełnie inny, jego styl pracy przypomina nieco ten Angela Cappy.


Iniesta, Xavi, Messi. Który z nich zasłużył na Złotą Piłkę?
To trudny wybór, ponieważ wszyscy trzej są znakomitymi piłkarzami, najlepszymi. Jednak moje serce zawsze jest za Lio… To, co on robi na boisku jest niesamowite, stale czymś zaskakuje. Tak, na Złotą Piłkę znów zasłużył Messi.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
Grudzień 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz