niedziela, 5 grudnia 2010

ANDRÉ VILLAS-BOAS. Klon Mourinho




U boku Jose Mourinho spędził osiem lat. Wcześniej podpatrywał Bobby Robsona, a jako 21-latek prowadził reprezentację… Brytyjskich Wysp Dziewiczych. Latem objął FC Porto, które rewelacyjnie spisuje się zarówno w rozgrywkach krajowych, jak i w Lidze Europy, a on sam uważany jest za najzdolniejszego trenera młodego pokolenia w Portugalii.

Andre Villas-Boas od dziecka kibicował ukochanemu FC Porto i marzył o karierze piłkarza. Grał w amatorskich drużynach z rodzinnego miasta: w Ramaldense i Marechal Gomes da Costa. – Bardzo zwinny, odważny, skłonny do poświęceń. Świetnie podawał z 20, 25 metrów. Był nastolatkiem, a na boisku dawał instrukcje piłkarzom znacznie od siebie starszym, nawet takim po 30. To m.in. dzięki niemu nie spadliśmy do niższej ligi – wspomina Quim Espanhol, wówczas trener Ramaldense.
– Spędził u nas jeden sezon. Był rozumnym pomocnikiem, maksymalnie zaangażowanym w grę. Zawsze szukał piłki i posiadał agresywnego ducha. Prawdziwy lider. Nie był kapitanem tylko dlatego, że opaska zawsze należała do najstarszego zawodnika – opowiada Manuel Ribeiro, były opiekun Marechal Gomes da Costa. – Bardzo lubił rozmawiać ze mną o taktyce. Był zawodnikiem niesłychanie krytycznym. I posiadał jeszcze jedną cechę: nie potrafił przegrywać i źle znosił porażki – dodaje Ribeiro.

Protegowany Bobby Robsona
Jednak Villas-Boas zdawał sobie sprawę, że wybitnym piłkarzem nigdy nie zostanie. – Bardzo chciałem grać na wysokim poziomie, ale nie byłem na tyle dobry, by osiągnąć jakiś sukces, dlatego postanowiłem, że zostanę trenerem – wyjaśnia. Wiele zawdzięcza sir Bobby Robsonowi. – Kiedy przybył do Porto w 1994 roku, zamieszkał w tym samym budynku, co ja. Byłem wówczas bardzo młody, ale przez moje ogromne zainteresowanie futbolem, zdecydowałem się pójść do jego mieszkania, by spróbować poznać go bliżej – opowiada Villas-Boas.
Robson był zachwycony konwersacjami z młodzieńcem, pewnie również dlatego, że Portugalczyk, mający angielskie korzenie, doskonale włada językiem Szekspira. To właśnie Robson poradził mu, by studiował w Wielkiej Brytanii. Pomógł mu nawet zapisać się do Lilleshall, Narodowego Centrum Sportu, gdzie rozpoczął kurs trenerski. Później załatwił mu także kurs w szkockim Largs oraz możliwość uczestniczenia w treningach prowadzonego przez George’a Burley’a Ipswich Town. Zajęcia w Lilleshall rozpoczął w wieku lat 17.  – Tak naprawdę nie powinno mnie tam być, ponieważ prawo nie pozwala osobom niepełnoletnim udziału w takich kursach. Ale Bobby wstawił się za mną i dzięki temu mogłem uzyskać licencję UEFA C – wspomina.
Rok później zrobił kurs, który dał mu licencję UEFA B, a w kolejnym miał już w kieszeni najwyższy stopień trenerski. Wtedy zdecydował się na najbardziej egzotyczną przygodę, obejmując reprezentację Brytyjskich Wysp Dziewiczych. – Byłem dzieciakiem, ale oni nie wiedzieli ile mam lat. Powiedziałem im dopiero kiedy odchodziłem. To było zbyt poważne zajęcie jak na 21-latka. Prowadziłem drużynę w eliminacjach do mistrzostw świata 2002. Pamiętam jak dostaliśmy srogie lanie od reprezentacji Bermudów. Shaun Goater strzelił nam 5 goli. To była bardzo bolesna porażka, ale jednocześnie niesamowite doświadczenie dla tak młodego chłopaka – opowiada szkoleniowiec „Smoków”.

Oczy i uszy Mourinho
Villas-Boas wrócił do Porto i zajął się pracą z młodzieżowymi drużynami. Rok później trenerem pierwszego zespołu został Mourinho, a w życiu i karierze młodziana szykował się wielki przełom. – Jose znał mnie doskonale z czasów, gdy był asystentem Bobby Robsona. Poprosił mnie o stworzenie Departamentu Obserwacji Przeciwników. Zajęło mi to cztery dni. Chodziło o to, abym przygotowywał raporty o rywalach, które później były dostarczane trenerowi i piłkarzom – opowiada.
W ten sposób został najbardziej zaufanym człowiekiem Mourinho. Później pracował z nim również w Chelsea i w Interze. W Mediolanie spędził u jego boku tylko pierwszy sezon, gdyż postanowił działać na własny rachunek. Mourinho nie był zachwycony tym pomysłem, nie chciał stracić tak znakomitego asystenta. – On jest moimi oczami i uszami – mówił o młodszym rodaku obecny szkoleniowiec Realu Madryt.
Samodzielną karierę na ławce trenerskiej Villas-Boas rozpoczął w październiku 2009 roku w Academice, zastępując Rogerio Gonςalvesa. Drużyna znajdowała się na ostatnim miejscu, nie miała na koncie ani jednego zwycięstwa. Pod jego wodzą zespół ukończył rozgrywki na 11. pozycji i dotarł do półfinału Pucharu Ligi, przegranego z FC Porto. Portugalscy komentatorzy nie mogli się nachwalić młodego trenera, który nie tylko uratował zespół z Coimbry przed spadkiem, ale nadał mu styl i sprawił, że Academica zaczęła prezentować atrakcyjny futbol. Nic więc dziwnego, że tego lata już widziano go w roli nowego szkoleniowca Sportingu Lizbona, ale Villas-Boas ostatecznie znalazł się w swoim ukochanym klubie zastępując w FC Porto Jesualdo Ferreirę. Pracę na Estadio do Dragão rozpoczął bardzo efektownie, pokonując 2:0 Benfikę i wygrywając Superpuchar Portugalii. Dotychczasowy bilans w lidze to 10 zwycięstw i dwa remisy oraz 11 punktów przewagi nad drugą w tabeli Benfiką, którą w klasyku jego piłkarze rozgromili aż 5:0.

Zbudować własną markę
Andre Villas-Boas porównań do Mourinho unika jak ognia, a przecież ich trenerska ścieżka wygląda identycznie. Obaj byli bardzo przeciętnymi piłkarzami. Obaj zaczynali od podpatrywania sir Bobby Robsona. Obaj trenerskie kursy kończyli w Anglii i Szkocji. Obaj byli asystentami wielkich trenerów. Obaj, zanim objęli FC Porto, ratowali przed spadkiem inny portugalski klub. Wreszcie – Mourinho w pierwszym sezonie pracy na Estadio do Dragão zdobył mistrzostwo, a Villas-Boas jest na bardzo dobrej ku temu drodze. – Nie jestem klonem Jose Mourinho. Chcę w tym klubie zbudować własną markę – zarzeka się 33-letni szkoleniowiec.
– Jest jeszcze za wcześnie, by porównywać CV obu trenerów czy dokonywać wielkich analiz taktycznych, jednak śmiało można stwierdzić, że styl gry drużyny prowadzonej przez Villas-Boasa jest bardzo podobny do tamtego z czasów Mourinho, kiedy „Smoki” wygrywały Puchar UEFA, a była to gra znacznie ładniejsza i lepsza niż rok później, gdy FC Porto zdobył puchar Ligi Mistrzów – mówi Luis Pedro Ferreira z Maisfutebol.pt. – Villas-Boas darzy ogromnym szacunkiem trenera Realu Madryt, przykleja mu się łatkę „nowego Mourinho”. Tak naprawdę on doskonale zdaje sobie sprawę, że zawsze będzie porównywany do „The Special One”. Trudno wyrokować czy będzie tak dobry, tak wielki i tak genialny jak Mourinho, ale jeśli jest ktoś, kto przypomina trenera Królewskich, to Villas-Boas jest właśnie tą osobą i na pewno może zapisać się w historii światowego futbolu – twierdzi Luis Pedro Ferreira.

Barbara Bardadyn
Grudzień 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz