czwartek, 13 stycznia 2011

MARTĺN DEMICHELIS




MAGAZYN SPORTOWY: Zamienił pan potężny Bayern Monachium na Malagę, drużynę w budowie, na razie bez większych aspiracji. To dość radykalna zmiana.
MARTĺN DEMICHELIS: To prawda, ale ja potrzebowałem zmiany. Chciałem grać, być potrzebny. Osobą, która odegrała kluczową rolę i ostatecznie skłoniła mnie do podjęcia tej decyzji był Manuel Pellegrini, którego znam doskonale jeszcze z czasów River Plate. To on mnie przekonał, zaufał mi i sprawił, że na nowo poczułem się piłkarzem, poczułem się dowartościowany. Rozmawiałem też z dyrektorem sportowym Antonio Fernandezem. Bardzo spodobał mi się przedstawiony przez niego projekt. Malaga chce się rozwijać, plany są ambitne. Ale przede wszystkim cieszę się, że mogę grać.

Miał pan inne propozycje?
Tak, z czterech czy pięciu klubów, ale nie chcę zdradzać jakich… Wybrałem Malagę i nie żałuję.

Do klubu z Andaluzji mógł trafić również pański rodak, Gabi Milito. Rozmawiał z nim pan?
Nie. Wiem tylko tyle, co pojawiło się w mediach, ale ostatecznie Gabi zostaje w Barcelonie i sprawa jest zamknięta.

Przez lata był pan jednym z filarów Bayernu, a nagle w tym sezonie Luis Van Gaal przestał na pana stawiać. Dlaczego?
To proste. Taki był wybór trenera, który postanowił dać szansę innym, a ja jako profesjonalista musiałem to zaakceptować i uszanować. Trudno, by trener mógł uszczęśliwić 25 piłkarzy jednocześnie. Zawsze powtarzałem, że kiedy moja sytuacja zacznie się komplikować, odejdę. I teraz nadszedł czas, żeby zamknąć pewien cykl, zmienić otoczenie...

Po tonie pańskiego głosu wnioskuję, że chowa pan urazę do trenera Van Gaala…
Nie, absolutnie nie. Po prostu po tych ośmiu latach spędzonych w Monachium potrzebowałem zmiany. To wszystko.

Czego brakuje Bayernowi, by walczyć o najwyższe lokaty w lidze?
Myślę, że negatywny wpływ na taką postawę drużyny miał późny powrót do klubu piłkarzy, którzy występowali na mundialu. Później pojawiły sie kontuzje, brakowało regularności. To wszystko odbiło się na wynikach. Uważam jednak, że druga polowa sezonu będzie znacznie lepsza. Bayern szansy na mistrzostwo raczej już nie ma, ponieważ przewaga Borussi Dortmund jest ogromna, a nie sądzę, by nagle ją roztrwonili. Niemniej Bayern na pewno stać na zajęcie drugiego miejsca w lidze.

Jest pan zaskoczony postawą Borussii?
Ani trochę. Już w zeszłym sezonie, kiedy rozegrali spektakularną rundę wiosenną, było widać, że jest to silna, solidna, mądrze poukładana drużyna, która krok po kroku rosła w silę. Teraz nie występuje już ani w Lidze Europy, ani w Pucharze Niemiec, dlatego jest im znacznie łatwiej, bo mogą skupić się wyłącznie na rozgrywkach ligowych. To jest dla nich dodatkowy plus.

Liga mistrzów świata jest silniejsza niż Bundesliga?
Na pewno jest jedną z najlepszych na świecie, co do tego nie ma wątpliwości, jednak na ostateczne wnioski muszę poczekać do końca sezonu.

Pana debiut w lidze przeciwko Athletic Bilbao był wymarzony: gol, ale i żółta kartka.
No tak, ta kartka na pewno nie była wymarzona, ani potrzebna (śmieje się), ale to prawda, był to bardzo dobry mecz, chociaż chcę zaznaczyć, że moim priorytetem nie jest strzelanie goli, nie po to przyszedłem do Malagi. Chcę przede wszystkim zapewnić stabilność w obronie. Dobrze, ze wtedy udało się trafić, ale ostatecznie tylko zremisowaliśmy.

Tydzień później zagrał pan przeciwko Barcelonie na Camp Nou i mógł pan odczuć na własnej skórze jak silna jest drużyna Pepa Guardioli.
Tak, w meczu z Barceloną nie dało się nic zrobić. To jest zespół nie do przejścia, praktycznie na nic nie pozwala. Wszystkie założenia przedmeczowe w trakcie spotkania nie mają racji bytu. To najlepsza drużyna świata, nieporównywalna z żadną inną.

Barcelona wyprzedza Real Madryt już o cztery punkty.
Ale Real też jest wielkim, wspaniałym zespołem, mającym na ławce świetnego trenera. Nieszczęście tej drużyny polega na tym, że trafiła na tak mocną, perfekcyjnie wręcz grającą Barcelonę. Tak czy inaczej to są tylko cztery punkty, a mamy dopiero połowę sezonu. Ja zawsze powtarzam, że w futbolu nic nie jest pewne.

W Hiszpanii nadal żywa jest dyskusja na temat Złotej Piłki dla Leo Messiego. Hiszpanie czują się oszukani, bo byli pewni, że otrzyma ją Xavi albo Iniesta. Jakie jest pańskie zdanie?
Uważam, że ktokolwiek z tej trójki by ją otrzymał, byłoby to jak najbardziej zasłużone. Wszyscy trzej są wybitnymi piłkarzami, jednak dla mnie Messi jest najlepszy na świecie. I nie mówię tego tylko dlatego, że jest moim rodakiem.

Ale nawet w Argentynie nie jest należycie ceniony. Zarzuca mu się, że w reprezentacji nie gra tak jak w Barcelonie. Może brakuje mu właśnie takich piłkarzy jak Xavi i Iniesta?
Nie. Problem leży gdzie indziej. Messi przestanie być krytykowany kiedy reprezentacja Argentyny zacznie zdobywać trofea, tak jak czyni to Barςa. A nie wolno obarczać go winą za brak tytułów czy za porażkę Argentyny na mistrzostwach świata. Messi na pewno nie jest jedynym winnym.

Najbliższą okazją, by powalczyć o trofeum będzie lipcowy turniej Copa America.
Tak, tym bardziej że w tym roku odbywa się w Argentynie, a my nie wygraliśmy go od dawna (po raz ostatni w 1993 roku – przyp. red.).

Występ na tym turnieju jest pana głównym celem na ten rok?
W tej chwili najważniejszą dla mnie sprawą jest pomóc Maladze w utrzymaniu się w lidze. A grę w reprezentacji zawsze traktuję jako wielkie wyróżnienie. Jeśli będę mógł zagrać na Copa America, zrobię to z radością.

Rozmawiała Barbara Bardadyn
Styczeń 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz