czwartek, 20 maja 2010

JOSÉ MOURINHO




Jose Mourinho na pewno nigdy nie zostanie trenerem FC Barcelona. – Luis Figo musi mi podziękować, ponieważ może już bez obaw przyjeżdżać do Katalonii. Teraz wrogiem numer 1 jestem tam ja. Tylko głupiec nie chciałby trenować takiego klubu jak Barca, ale zarazem byłoby głupotą, gdybym myślał, że ta nienawiść może kiedyś przerodzić się w miłość – mówił po tym jak wyeliminował z Champions League drużynę Pepa Guardioli. Właśnie. Wyeliminował, pokonał najlepszy zespół świata i przez wielu został za to skarcony. Zarzucano mu, że jego Inter zabił piękną, widowiskową grę Barcy, że zaprezentował anty futbol, że tak grać się nie powinno. A Portugalczyk po prostu okazał się lepszym strategiem niż Guardiola, znalazł prosty i skuteczny sposób na jego drużynę. Po trupach do celu, bo w ostatecznym rozrachunku i tak liczą się tylko gole. Nie ma wątpliwości, że 47-letni Jose Mourinho (w właściwie Jose Mario dos Santos Felix Mourinho) jest obecnie w czołówce europejskich trenerów. – On jest najlepszy na świecie – powiedział wprost Pep Guardiola przed pierwszym meczem półfinałowym w Mediolanie. Bo pokonać Portugalczyka to zadanie niezwykle karkołomne, niemal niewykonalne. Statystyki meczów prowadzonych przez niego zespołów są wprost porażające. Z 456 rozegranych na przestrzeni dekady spotkań przegrał zaledwie 54, czyli 12 procent. Ponadto w rozgrywkach o mistrzostwo kraju w ciągu dziesięciu lat pracy tylko jeden raz przegrał na własnym stadionie (w 2002 roku Beira-Mar pokonał FC Porto 3:2). Zaledwie osiem meczów (2 procent!) przegrał różnicą dwóch goli i tylko dwa spotkania (0,5 procent) różnicą trzech: w ubiegłym sezonie w Pucharze Włoch jego Inter uległ Sampdorii Genoa 0:3, takim samym wynikiem zakończył się też mecz prowadzonej przez niego Chelsea z Middlesbrough w 2005 roku. W ciągu sześciu lat wygrał 16 tytułów.
Na początku maja Międzynarodowe Stowarzyszenie Prasy Sportowej wybrało go najlepszym trenerem świata. Mou otrzymał 36 procent głosów, zostawiając daleko w tyle sir Alexa Fergusona, na którego oddano 20 procent głosów. Portugalczyk zwyciężył także m.in. Guusa Hiddinka, Fabio Capello i Marcello Lippiego.

Bezczelny prowokator
Mourinho to bez dwóch zdań najbarwniejsza postać światowego futbolu. Kontrowersyjny, bezczelny, prowokacyjny, sarkastyczny, arogancki, gburowaty, zadufany w sobie. – Zarabiam 9 milionów euro? Nie, to nieprawda. Zarabiam 11 mln, a razem z pieniędzmi od sponsorów nawet 14 mln – odpowiedział z wyższością w głosie na pytanie jednego z włoskich dziennikarzy czy kwota jego kontraktu z Interem rzeczywiście odpowiada prawdzie. Johan Cruyff powiedział o nim, że „to wielki trener, ale zły przykład”. – Jest bardzo inteligentny i to, co robi, to pewna strategia, nie uważam jednak, żeby była słuszna. Celowe obrażanie innych po to tylko, by przyciągnąć uwagę publiczności jest żałosne – stwierdził Gianluigi Buffon, bramkarz Juventusu. – I nie jest to tylko moje zdanie, ale większości trenerów i piłkarzy, nie tylko w Serie A. Jose chciałby zawsze wygrywać, a kiedy mu się to nie udaje, wini wszystkich dookoła, a nigdy siebie dodał reprezentant Włoch.
Ale Mourinho wprost uwielbia prowokować. Kiedy rozległ się ostatni gwizdek meczu Barca – Inter, Portugalczyk wystrzelił niczym z procy i pobiegł w stronę sektora zajmowanego przez włoskich kibiców. Po drodze, na środku boiska, natknął się na rozsierdzonego Victora Valdesa, który chwycił go za gardło i podobno miał powiedzieć: „Dokąd tak pędzisz, wariacie?”. Bramkarza musieli odciągać porządkowi. Mou pozostał niewzruszony nawet gdy z trybun w jego stronę leciały butelki i… krzesełko. – Mam 47 lat, zostało mi jeszcze 23. Będę wygrywał, przegrywał, płakał i skakał z radości. Miałem pełne prawo cieszyć się z tego awansu razem z naszymi kibicami – skomentował całą sprawę The Special One.

Trener od 14 roku życia
Menedżer Interu należy do grona tych szkoleniowców, którzy nigdy nie byli wielkimi piłkarzami czy wręcz piłkę kopali tylko amatorsko i szybko zabrali się za naukę trenerskiego fachu. Mou występował w kilku portugalskich klubach (Rio Ave, Belenenses, Sesimbra, União Futebol Comercio e Industria), ale kiedy zdał sobie sprawę, że nie będzie nadzwyczajnym stoperem, obwieścił swoim rodzicom, że zostanie… najlepszym trenerem świata. Mourinho urodził się w Setubal, w rodzinie klasy średniej. Jego matka, Maria Julia, byłą nauczycielką w szkole podstawowej, a wolny czas poświęcała działalności religijnej. Ojciec Felix był bramkarzem Belenenses i do niego należy rekord najstarszego debiutanta w reprezentacji kraju (36 lat), ale zagrał on zaledwie osiem minut w towarzyskim spotkaniu przeciwko Irlandii w 1972 roku. Jose miał wówczas dziewięć lat i niemal całe dnie spędzał na słuchaniu różnych opowieści i anegdot swego dziadka, prezydenta Vitorii Setubal. W dziecińskie nadał swoim psom imiona legendarnych piłkarzy, jeden z nich wabił się Gullit.
Zakochany w lidze angielskiej, dorastał w uwielbieniu dla gry Kevina Keegana, napastnika Liverpoolu do czasu aż w 1977 roku odszedł do HSV Hamburg i w The Reds zastąpił go Kenny Dalgish. Jose już w wieku 14 lat zarabiał na futbolu. Jego ojciec, wtenczas trener Belenenses, dawał mu 10 procent z premii za… rozpracowywanie rywali.
Zgodnie z życzeniem matki Jose zapisał się do Prywatnej Szkoły Administracji, gdzie wytrzymał… jeden dzień. Szybko stwierdził, że to kierunek zdecydowanie nie dla niego. Rozpoczął pracę w klubie Rio Ave FC, gdzie trenował jego ojciec, a rok później dostał się do Instituto Superior de Educação Fisica, czyli polskiego odpowiednika Akademii Wychowania Fizycznego (specjalizacja: metodologia futbolu).
Później zrobił kurs trenerski UEFA w Szkocji, a po powrocie do kraju, szkolił młodzież w Vitorii Setubal. Jego praca tak bardzo zaimponowała pierwszemu trenerowi Manuelowi Fernandesowi, że kiedy ten dostał propozycję zostania asystentem Bobby’ego Robsona w Sportingu, dzięki jego rekomendacji do Lizbony przeprowadził się również Mourinho. Sprawował tam funkcję trzeciego trenera oraz – dzięki bardzo dobrej znajomości języka angielskiego – tłumacza. Robson był pod wrażeniem wiedzy młodego Portugalczyka do tego stopnia, że następnie zabrał go ze sobą do FC Porto, a stąd do FC Barcelona. Po odejściu Robsona z katalońskiego klubu Mourinho został asystentem i tłumaczem Luisa van Gaala (poza portugalskim i angielskim Mou biegle włada także językiem włoskim, francuskim, hiszpańskim i katalońskim).
– Jedną z najważniejszych rzeczy, jakich nauczyłem się od Bobby’ego Robsona to taka, że kiedy wygrywasz, jesteś wielki, ale gdy przegrywasz, nie powinieneś myśleć o sobie jak o śmieciu – mówi Portugalczyk.

Wyborny taktyk
Samodzielną karierę rozpoczął w 2000 roku obejmując (po Juppie Heynckesie) posadę szkoleniowca Benfiki Lizbona. Młody trener szybko jednak padł ofiarą zmiany na stanowisku kierowniczym. Nowy prezydent miał zupełnie inną wizję prowadzenia klubu i chciał zatrudnić wybranego przez siebie szkoleniowca. Mourinho musiał więc pożegnać się z posadą w Benfice zaledwie po dziewięciu meczach. Chętnie zatrudnili go za to szefowie União Leiria. Mourinho objął portugalskiego średniaka na początku sezonu 2001/02 i mimo że otrzymał całkowitą dowolność w podejmowaniu decyzji, zrezygnował już po pięciu miesiącach, zostawiając drużynę na 5. miejscu. Powód? Propozycja nie do odrzucenia od FC Porto, klubu, którzy okaże się trampoliną do sławy i uczyni z Mou jednego z najbardziej pożądanych trenerów w Europie.
Szkielet zbudowanej przez niego drużyny stanowili: Vitor Baia, Ricardo Carvalho, Jorge Costa, Deco, Paulo Ferreira i Postiga. W ciągu dwóch lat z klubem z północnej Portugalii zdobył dwa mistrzowskie tytuły, Puchar UEFA i Champions League. Pierwszy pełny sezon ligowy skończył w 27 zwycięstwami, pięcioma remisami i dwiema porażkami. Zespół, który do tej pory odnosił sukcesy tylko na krajowym poletku, nagle zaczął triumfować również na Starym Kontynencie. Z FC Porto zdobył wszystko, co było do zdobycia i jego odejście z klubu było praktycznie przesądzone. Znamienny był obrazek, gdy tuż po finałowym meczu Champions League z AS Monaco, Mourinho ustawił się do pamiątkowego zdjęcia, a po chwili szybko zszedł z murawy, zostawiając za placami swoją drużynę, myślami będąc już przy ukochanej Premier League. Latem 2004 roku był już w Londynie, gdzie podpisał kontrakt z Chelsea, klubem, który rok wcześniej przejął rosyjski miliarder Roman Abramowicz, licząc na spektakularne sukcesy. A te miał zagwarantować portugalski szkoleniowiec. I nie zawiódł się. Już po pierwszym sezonie pracy na Stamford Bridge Mourinho – po 50 latach – odzyskał dla The Blues tytuł mistrza kraju. Powtórzył to zresztą dwanaście miesięcy później, po drodze zdobywając również Puchar Anglii i dwukrotnie Puchar Ligi. – Jose wniósł do klubu trochę magii – mówił Frank Lampard.
Mimo sukcesów krajowych, nie udało się jednak wywalczyć upragnionej Champions League. Prowadzona przez The Special One (jak sam się mianował) Chelsea dwukrotnie przegrywała w półfinale  z FC Liverpool (2005, 2007), a w 2006 odpadła w 1/8 finału z FC Barcelona. Notabene mecz z Katalończykami był jedynym spotkaniem przegranym przez Chelsea na własnym stadionie (drużyna Mou grała wówczas w osłabieniu). – Nie proś mnie, aby pokonał Barcę z dziesięcioma piłkarzami – powiedział jednemu z dziennikarzy. Jak się okaże, za kilka lat uczyni to bez problemu.
Chociaż miał ważny kontrakt do 2010 roku, z Londynem musiał pożegnać się we wrześniu 2007 roku po niezadowalającym początku sezonu. Decyzja Abramowicza spotkała się z głośnymi protestami kibiców Chelsea. Wszak Rosjanin pozbywał się trenera, który – zaledwie w ciągu trzech lat – odniósł największe w historii klubu sukcesy. Osiem miesięcy później Portugalczyk rozpoczął trzeci ważny okres w swojej karierze, podpisując umowę z Interem Mediolan. Mou wywalczył tu bajeczny kontrakt opiewający na 9 milionów euro rocznie, dzięki czemu został najlepiej opłacanym trenerem w Europie.
Styl gry preferowany przez Portugalczyka często bywa krytykowany. Dla niego liczy się efektywność, a nie efektowność. Mourinho potrafi bardzo szybko stworzyć zgrany kolektyw i to z zawodników bez statusu mega gwiazd (tak było gdy obejmował Chelsea). – Jestem wielkim zwolennikiem i obrońcą dobrego ducha w zespole. Do wszystkich piłkarzy bez wyjątku podchodzę tak samo, ponieważ trofea wygrywają drużyny, a nie jednostki – wykłada swoją filozofię Mou. Jak nikt inny potrafi zmobilizować i wyciągnąć z piłkarzy maksimum. To pod jego okiem rozwinął się talent Deco, Joe Cole’a czy Franka Lamparda.
Futbol Mourinho opiera się na żelaznej dyscyplinie taktycznej, a i on sam słynie z żelaznej ręki. Nie znosi indywidualistów (mimo że sam nim jest), a krnąbrni zawodnicy nie mają u niego łatwego życia, czego przykładem jest nieustannie sprawiający problemy wychowawcze Mario Balotelli. Portugalczyk wymaga dyscypliny, ale sam jest cholerykiem, często podważa decyzje arbitrów, co tylko w tym sezonie kilka razy skutkowało odesłaniem go na trybuny. Nie dba o poprawność polityczną, uwielbia prowokować, często także przed meczami.
Będziemy w finale Champions League,  ponieważ ten finał jest marzeniem dla zawodników i kibiców Interu. Dla Barcelony finał nie jest marzeniem. Jest obsesją. A istnieje spora różnica między „marzeniem” a „obsesją” – powiedział tuż przed rewanżowym spotkaniem na Camp Nou…

Kierunek: Madryt
Jest raczej przesądzone, że z końcem sezonu Mourinho odejdzie z San Siro. Wiadomo, że jego ukochaną ligą jest angielska Premier League, toteż spekuluje się, że może zastąpić Rafaela Beniteza w Liverpoolu albo zostać następcą sir Alexa Fergusona w Manchesterze United. Niemniej od wielu miesięcy w kontekście Portugalczyka bardzo poważnie mówi się o jego przeprowadzce do Madrytu. Real jest skłonny zapłacić za niego 8 milionów euro – tyle wynosi jego klauzula w Interze Mediolan. – Mój kontrakt jest bardzo prosty: mam jeszcze umowę na dwa lata i klauzulę, która pozwoli mi odejść, kiedy tylko zechcę – mówi wprost portugalski szkoleniowiec i dodaje: - Wcześniej czy później i tak będę prowadził Real Madryt.
Dla Florentino Pereza nie jest to żaden problem, tym bardziej, że on chce sukcesów swego klubu tu i teraz, a któż inny mógłby je zagwarantować w tak ekspresowym tempie, jeśli nie The Special One? I nieważne w jakim to zrobi stylu…

Barbara Bardadyn
Maj 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz