czwartek, 9 września 2010

DAVID DE GEA. Nie taki znowu mięczak




Ubiegły sezon rozpoczynał jako trzeci bramkarz. Po Roberto i Sergio Asenjo. Ta hierarchia szybko uległa jednak zmianie i David de Gea na stałe został strażnikiem bramki Atletico Madryt. Ma dopiero 19 lat, a na koncie puchar Ligi Europy i Superpuchar Europy. Rewelacja minionego sezonu w lidze hiszpańskiej. Szykowany na następcę Ikera Casillasa.


Podobno jest nieśmiały i introwertyczny, ale podczas rozmowy w ogóle nie sprawia takiego wrażenia. Opowiada z zapałem, z błyskiem w oku. Pewny siebie. Zdecydowanie zbyt dojrzały jak na swój wiek. A przy tym grzeczny i dobrze wychowany. Przychodząc na wywiad nie tylko podaje rękę, ale też… przedstawia się. Wielki fan muzyki heavy metalowej i perfekcjonista w każdym calu.

Van de Gea
W bramce Atletico zadebiutował 30 września 2009 roku w wieku lat 18. – Graliśmy z FC Porto w Champions League. Roberto odniósł kontuzję i ja dostałem szansę już  w pierwszej połowie meczu. Przegraliśmy 0:2, dlatego był to debiut słodko-gorzki – wspomina De Gea. – Na początku nie byłem liczącym się zawodnikiem, nie sądziłem, że w ogóle wystąpię w jakimkolwiek meczu. Ale na szczęście dla mnie wszystko diametralnie się zmieniło. Mogę tylko podziękować trenerowi, że mi zaufał – mówi.
Najpierw „skorzystał” na kontuzji Roberto, później wygrał rywalizację z Sergio Asenjo, który został kupiony za 5,5 mln euro z Realu Valladolid i miał być gwiazdą ligi. Praca i poświęcenie De Gei zostały docenione, a on w mig został ulubieńcem kibiców na Vicente Calderon.
Już kiedy grał w drużynach juniorskich Atletico wołano na niego… Van de Gea.
– Koledzy nazywali mnie w ten sposób chcąc sobie ze mnie zażartować. Wszystko przez to, że fizycznie jestem podobny do Edwina van der Sara – śmieje się David. –Zresztą ten przydomek przetrwał do dziś, ale nie przeszkadza mi. Przeciwnie: bardzo pochlebia. Dla mnie Van der Sar jest jednym z najlepszych bramkarzy, cały czas gra na niesamowicie wysokim poziomie i to w jednym z najważniejszych klubów świata. Ale nie ukrywam, że bardzo imponują mi także Buffon i Casillas. Jako dziecko byłem za to zafascynowany Peterem Schmeichelem. Zresztą do dziś pozostaje jednym z moich ulubionych golkiperów – opowiada De Gea.
Kilka miesięcy wystarczyło, by wywarł wrażenie na samym sir Aleksie Fergusonie. Manchester United był bardzo poważnie zainteresowany podpisaniem kontraktu z młodym bramkarzem od sezonu 2011/12, jednak jemu nie w głowie przeprowadzka z Vicente Calderon. – To ogromny zaszczyt, że tak wielki klub w ogóle zwrócił na mnie uwagę, ale moją intencją jest pozostanie w Atletico. Tutaj dorastałem, tutaj wszystkiego się nauczyłem i chcę być częścią tego klubu – zapowiada.
Nie ukrywa, że chciałby zostać tak ważną postacią dla Los Colchoneros, jaką dla Realu Madryt jest Iker Casillas. Zresztą eksperci na Półwyspie Iberyjskim nie mają wątpliwości, że to David de Gea będzie następcą Casillasa w La Roja. – Iker ma przed sobą jeszcze wiele lat w reprezentacji, ale oczywiście moim celem jest gra w drużynie narodowej – przyznaje.
Niewiele brakowało, a już w tym roku pojechałby na mistrzostwa świata. O miano trzeciego bramkarza walczył z Victorem Valdesem. – Wiedziałem, że będzie bardzo trudno załapać się do kadry. Mamy przecież tylu znakomitych bramkarzy, którzy zasłużyli na wyjazd na mundial. Dla mnie już sam fakt, że znalazłem się na liście 30 piłkarzy był powodem do dumy i sprawił, że byłem bardzo szczęśliwy – przyznaje. – Może uda się pojechać na EURO 2012, ale wiem, że nie będzie to łatwe. Jest przecież Pepe Reina i Victor Valdes. Obaj się fantastycznymi bramkarzami. Byłoby wspaniale pojechać na taki turniej, ale jestem spokojny. Na razie jeśli chodzi o reprezentację skupiam się na kadrze U-21, gdzie zdobywam doświadczenie.

Z zimną krwią
Trenerzy, z którymi się zetknął zgodnie podkreślają, że potrafi zachować zimną krew. – Lubię być spokojny, opanowany. To chyba jedna z moich największych zalet. Najważniejsze, by obrońcy wiedzieli, że mają za plecami pewnego siebie bramkarza, na którego w razie czego mogą liczyć – opowiada De Gea.
Podczas gdy snajperską wizytówką Atletico są Diego Forlan i Kun Agüero, on jest ostoją defensywy. Miał ogromny udział w dotarciu do finału Copa del Rey, zdobyciu Pucharu Ligi Europy i Superpucharu Europy. W spotkaniu z Interem Mediolan obronił rzut karny wykonywany przez Diego Milito. – Ile razy widziałem strzelane przez niego „jedenastki”? Kilka – uśmiecha się David, dla którego karne są wręcz obsesją. – Akurat wtedy mecz był już praktycznie rozstrzygnięty. Do końca zostało tylko kilka minut, prowadziliśmy 2:0, ale bardzo istotne było obronienie tego strzału. To był piękny, niezapomniany moment – wspomina.
Którzy napastnicy najbardziej napsuli mu krwi do tej pory? – Na pewno ci dwaj, którzy są w mojej drużynie: Kun i Forlan. Na treningach mam przy nich sporo pracy – śmieje się De Gea. – Dla mnie to najlepsi napastnicy świata, nie zamieniłbym ich na żadnych innych. A w trakcie sezonu największe problemy miałem ze Zlatanem Ibrahimoviciem i Fernando Llorente. Diego Milito też jest bardzo groźny – opowiada.
Szweda nie ma już w Barcelonie, a kataloński zespół jest jednym z ulubionych rywali Atleti. W ubiegłym sezonie na Vicente Calderon pokonali drużynę Pepa Guardioli 2:1, podczas gdy z Realem Madryt nie mogą wygrać od siedmiu lat! – Nie mam pojęcia dlaczego. Chyba z Barcą gra nam się lepiej, ale nie umiem wyjaśnić z czego to wynika. Mam nadzieję, że nasz pech w meczach z Realem skończy się w tym roku i pokonamy obie drużyny – mówi.
Wydaje się to całkiem realne. Tym bardziej że jeden z przydomków Atleti – El Pupas (mięczaki) – chyba przechodzi do historii. – Nie, nie. Atletico od początku skazane było na cierpienie. To jest wpisane w naszą historię i na zawsze pozostaniemy El Pupas – zaznacza młody bramkarz.
Po znakomitym początku sezonu niektórzy piłkarze Quique Sancheza Floresa coraz odważniej mówią o tym, że Atleti może być alternatywą dla Realu i FCB, ale David de Gea jest bardzo ostrożny w wypowiadaniu takich sądów. – Te drużyny są poza zasięgiem. To nie ulega wątpliwości, jednak będziemy walczyć. Dwa pierwsze miejsca są już zarezerwowane, ale dla nas ważne jest, by w przyszłym sezonie znów zagrać w Champions League – mówi.
Tymczasem pozostaje im obrona pucharu Ligi Europy. Z takim fachowcem między słupkami nie powinno być to skomplikowane.

Barbara Bardadyn
Wrzesień 2010, Poznań

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz