wtorek, 20 września 2011

DECO




MAGAZYN PS: Minął rok od pana powrotu do Brazylii. Tęskni pan za europejskim futbolem?
DECO: Musiałem wrócić z powodów osobistych, rodzinnych, ale na szczęście wszystko dobrze się ułożyło, więc jestem szczęśliwy. Oczywiście, że tęsknię za Europą, przede wszystkim za grą w Champions League, bo to najpiękniejsze rozgrywki na świecie. Poza tym poziom piłki jest nieporównywalny z futbolem brazylijskim.

Dlaczego Fluminense?
Interesował mnie poważny projekt, zespół, który pretenduje do zdobywania tytułów, ponieważ wszystkie kluby, w których grałem były wielkie, miały swoje ambicje. Tak jak Fluminense. I miałem szczęście, bo od razu wygraliśmy mistrzostwo Brazylii.

Ostatnio zdecydował pan, że jeśli nie będzie grał, nie chce otrzymywać wynagrodzenia. To dość osobliwa decyzja.
Nie wróciłem do Brazylii dla pieniędzy, bo miałem jeszcze ważny przez rok kontrakt w Chelsea, który gwarantował mi dużo wyższe zarobki. Z powodu kontuzji, z którymi borykam się w tym roku, prasa zaczęła mnie krytykować, pisząc, że wróciłem dla pieniędzy. To bzdura. Pieniądze nie są dla mnie ważne, dlatego podjąłem taką decyzję, żeby wreszcie dano mi spokój.

Liga brazylijska jest silniejsza niż w latach 90.?
Cały czas jest silna, mamy bardzo dobrych piłkarzy. Zmieniło się coś innego: kraje z Ameryki Południowej, które wcześniej nie były wielkimi potęgami, teraz grają na wyższym poziomie. Brazylia nie przestała być silna, tylko inne ligi zaczęły być lepsze.

Pojawiły się kolejne młode talenty: Neymar, Ganso, Leandro Damião, Casemiro, Lucas…  Co sądzi pan o tych chłopcach?
Brazylia nigdy nie narzekała na brak talentów. Teraz pojawiła się nowa generacja, która w 2014 roku na mundialu będzie już bardziej dojrzała. To oni będą stanowić o sile reprezentacji w przyszłości, ponieważ są to piłkarze o wielkich umiejętnościach, osobowościach, charakterach. To jest istotne.

Od miesięcy trwa dyskusja o przyszłości Neymara. Uważa pan, że nadszedł już czas, by wyjechał do Europy?
Myślę, że tak, bo dzięki temu szybciej dojrzeje jako piłkarz. W Brazylii pokazał już co potrafi, zdobył ważne tytuły. To tylko kwestia czasu kiedy trafi do Barcelony czy Realu Madryt.

No właśnie, która opcja jest dla niego najlepsza: Barcelona, Real, a może liga angielska?
To jest wyłącznie jego decyzja. On musi wybrać, wiedzieć, gdzie będzie czuł się najlepiej. Oczywiście najłatwiej byłoby mu w Barcelonie, która posiada zespół skonsolidowany, grający fantastycznie. Ale on sam musi zdecydować.

Panu bardziej podoba się Barcelona czy Real?
Podobają mi się oba zespoły. Ich zmagania w poprzednim sezonie były niesamowite. W tej chwili są to bez wątpienia najlepsze drużyny na świecie, posiadające najlepszych piłkarzy. Z jednej strony Leo Messi, z drugiej Cristiano Ronaldo, zawodnicy, którzy często w pojedynkę decydują o losach meczów.

Jose Mourinho stoi przed najtrudniejszym wyzwaniem w karierze, by zdetronizować Barcelonę.
Mając przed sobą taką drużynę jak Barca, grającą niemal perfekcyjnie, w nim wyzwala to dodatkową motywację. Praca w Realu to największe wyzwanie, jakie miał do tej pory i znając go wiem, że zrobi wszystko, by poprowadzić ten klub do wielkich sukcesów.

Pracował pan z Mourinho w FC Porto. Dlaczego piłkarze tak go uwielbiają?
Po pierwsze ze względu na jego podejście do pracy: zawsze bardzo profesjonalne, poważne. Po drugie: on zawsze stara się, by atmosfera w drużynie była fantastyczna, zawsze jest szczery, szanuje piłkarzy, którzy czują, że mogą na niego liczyć i cieszą się jego zaufaniem. To jest kluczowe.

Był najlepszym trenerem, z jakim pan pracował?
Trudno mi powiedzieć, ponieważ byłoby to niesprawiedliwe wobec innych. Na pewno był bardzo ważną osobą w mojej karierze, ale pracowałem też z innymi znakomitymi trenerami jak Rijkaard, Scolari, Ancelotti. Oczywiście Mourinho jest szkoleniowcem z najwyższej półki, ale pozostali też byli dla mnie ważni.

Pomówmy chwilę o Barcelonie. Ostatnio zremisowali dwa kolejne mecze: w lidze i w Champions League. To oznaka małego kryzysu?
Nie sądzę. Nadal jest to ten sam zespół, mający tych samych, wielkich piłkarzy. To dopiero początek sezonu. Nawet w tych zremisowanych meczach Barca była lepsza, grała bardzo dobrze i to jest najważniejsze. Te wyniki nie zmieniają faktu, że w tej chwili jest to najlepsza drużyna na świecie.

Ale przypomina się trochę sezon 2006/07, kiedy po triumfie w Champions League, Barcelona nie była już tą samą drużyną. Co się wtedy stało?
Taki jest futbol. Nie można wygrywać wiecznie. Być może była to kwestia zmęczenia, wyczerpania, fakt, że trener Rijkaard był w klubie już kilka lat… Z drugiej strony przeciwnicy stają się coraz mocniejsi, za wszelką cenę starają się cię pokonać. Nie ma drużyny, która będzie wygrywać zawsze.

Ta Barcelona wygrywa niemal wszystko, nieprzerwanie od trzech lat.
Ale nadejdzie kiedyś moment, gdy przestanie wygrywać.

Wtedy mówiło się o starciu ego, o niezdrowej atmosferze w szatni.
Przez pierwsze sezony mieliśmy grupę 13-14 zawodników, którzy grali zawsze, później dołączyli do nas Zambrotta i Thuram, ale prawda jest taka, że ci, którzy nie grali byli też trochę zdenerwowani, co nie było dobre dla zespołu i ostatecznie odbijało się na wynikach.

Ma pan żal do klubu o to jak się z panem pożegnano?
Nie, taki jest futbol. Wiadomo, że jeśli coś nie funkcjonuje jak należy, to winą obarcza się tych najważniejszych piłkarzy, a ja byłem jednym z nich… Trzeba się z tym pogodzić.

Przejdźmy do reprezentacji Portugalii. Dlaczego odszedł pan po mundialu w RPA?
Uznałem, że mój czas się skończył, że fizycznie nie czuję się na tyle dobrze, by zagrać jeszcze na mistrzostwach Europy w 2012, dlatego postanowiłem, że lepiej jest ustąpić miejsca młodszym. Reprezentacja Portugalii bardzo się zmieniła, bo poza mną odeszło też kilku innych zawodników (Liedson, Simão, Paulo Ferreira, Miguel – przyp. red.). Nadszedł czas na zmianę generacyjną.

Ale miał pan też problemy z ówczesnym selekcjonerem Carlosem Queirozem…
Tak, ale nie chcę o nim rozmawiać i wracać do tego co się wydarzyło. To już nie ma znaczenia.

To prawda, że tacy piłkarze jak Rui Costa czy Luis Figo byli przeciwni zawodnikom nacjonalizowanym, czyli m.in. panu?
Nie. Ja zawsze czułem się w reprezentacji bardzo dobrze, nie miałem żadnych problemów. To prasa szukała sensacji i wymyślała podobne historie.

Pytam o to, ponieważ selekcjoner reprezentacji Polski włącza do drużyny kolejnych zawodników z polskimi korzeniami, którzy od dziecka mieszkają poza granicami, nie wszyscy mówią po polsku i nie zawsze spotykają się z aprobatą ze strony kolegów z kadry.
Trudno mi oceniać, ponieważ każdy piłkarz to oddzielna historia. Ja zanim dostałem powołanie do reprezentacji Portugalii, grałem w tym kraju od wielu lat, tam był mój dom, moje życie, przyjaciele, całkowicie identyfikowałem się z Portugalią. Uważam, że szukanie piłkarzy, którzy nie mają wiele wspólnego z danym krajem, nie identyfikują się z nim, nie jest dobre.

Jak postrzega pan reprezentację Portugali przed mistrzostwami Europy?
To jest młody zespół, mający znakomitych zawodników, w tym jednego z najlepszych piłkarzy świata, Cristiano Ronaldo. Uważam, że ta drużyna posiada wszystko, by rozegrać bardzo dobry turniej, a być może nawet walczyć o tytuł.

Przyjedzie pan na EURO?
Nie wiem, może być to trudne, ale bardzo chciałbym tam być.

Jest pan zaproszony.
Dziękuję (śmieje się).

Rozmawiała Barbara Bardadyn
15 września 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz