piątek, 9 kwietnia 2010

MESSI VS. HIGUAĺN




Jeden ma u stóp cały świat, drugi powoli, acz sukcesywnie przebija się do elity. W tej chwili Leo Messi i Gonzalo Higuain są największymi gwiazdami ligi hiszpańskiej, najskuteczniejszymi strzelcami swoich zespołów i to prawdopodobnie między nimi rozstrzygnie się walka o jakże cenne trofeum Pichichi. Ale nie tylko. To od nich w znacznej mierze będzie zależał wynik najważniejszego meczu na Starym Kontynencie: Gran Derbi.


Kiedy ustrzelił drugiego hat-tricka z rzędu i ósmego gola w trzecim kolejnym meczu  w jednej chwili skończyły się jego porównania z Cristiano Ronaldo i rozpoczęły z Diego Armando Maradoną. Czy już jest tak wielki jak „Boski”, czy może nawet go przerósł? W mediach po 24 latach pojawiło się legendarne już zawołanie „barrilete cosmico, de que planeta viniste?” (kosmiczny latawcu, z jakiej planety przybyłeś?). W 1986 roku podczas mundialu w Meksyku było skierowane pod adresem Maradony, gdy ten strzelał drugiego gola Anglii, teraz pojawiło się w odniesieniu do Leo Messiego. 22-letni Argentyńczyk ma u stóp cały świat. Pep Guardiola otwarcie przyznaje, że skończyły mu się już określenia, którymi mógłby chwalić swego asa. A co jak co, ale język hiszpański jest niezwykle bogaty.

Z innej planety
Wyczyny napastnika FCB nie pozostawiają obojętnym nikogo. W ubiegłym, historycznym dla katalońskiego klubu sezonie w 51 meczach strzelił 38 goli. Przytłaczającą większością głosów zdobył przyznawaną przez „France Football” Złotą Piłkę oraz nagrodę FIFA World Player. W tej chwili jest najlepszym strzelcem w lidze. A wszystko to w wieku 22 lat. – W życiu Leo zawsze wszystko toczyło się zbyt szybko. Gdy przybył do Barcelony był bardzo mały, w ciągu jednego sezonu przeszedł kilka kategorii wiekowych i zadebiutował w Primera Division mając 16 lat – opowiada Jorge Messi, ojciec Lionela. – Nie chodzi o to, że wszystko dzieje się tak w tak szaleńczym tempie. Leo po prostu robi wszystko lepiej i inaczej. Stąd jego sukcesy. Jestem przekonany, że osiągnie jeszcze dużo więcej. Jeśli człowiek czuje się dobrze w danym miejscu, wszystko przychodzi łatwiej i wychodzi lepiej, a on jest szczęśliwy w Barcelonie – zapewnia Jorge Messi.
Pochwał pod adresem napastnika FCB nie szczędzą też trenerzy z Europy. – To, co on wyprawia na boisku jest dziełem sztuki. Odebranie piłki, przebiegnięcie z nią niemal całego boiska niczym na szkolnym podwórku i strzelenie gola jest czymś niesamowitym – mówi wprost Arsene Wenger. – Za każdym razem wydaje się, że to niemożliwe, by grać jeszcze lepiej. Ja sam myślałem tak dwa lata temu… Messi jest z zupełnie innej planety – przyznaje menedżer Arsenalu.
– Znów zobaczyłem Maradonę z jego najlepszych lat, ale szybszego, grającego ciekawiej. Brakuje mi przymiotników na jego określenie. To piłkarz kosmiczny – powiedział Jose Aurelio Gay, trener Realu Saragossa, po meczu, w którym Messi strzelił swego drugiego hat-tricka z rzędu i to grając ze spuchniętym dziąsłem! 
– Gdy wyczynia te wszystkie cudowne rzeczy, to dlatego, że pomaga mu drużyna. Ale jest najlepszy, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Kiedy cały czas powtarzają się te same komplementy, człowiek mógłby popaść w samozachwyt, mógłby spocząć na laurach. Ale nie w przypadku Leo – zapewnia Pep Guardiola. – To zawodnik zjawiskowy. Takim był Michael Jordan w Chicago Bulls, takim jest Kobe Bryant w Los Angeles Lakers i takim jest Leo Messi w Barcelonie – dodaje szkoleniowiec blaugrana.
– Leo rzeczy niemożliwe zamienił w coś zupełnie zwyczajnego. Problem polega na tym, że on w jednym meczu robi dwie, trzy fenomenalne rzeczy, których inni nie zrobią w całym swoim życiu. To cudowny piłkarz, jednak pokazaliśmy już, że Barςa nie jest uzależniona wyłącznie od niego – ocenia Gabriel Milito, rodak i kolega Messiego z FCB. 
Nie tylko koledzy z drużyny rozpływają się w zachwytach nad argentyńskim piłkarzem, ale ogromną estymą darzą go również boiskowi rywale. – On przewyższa wszystkich i nie ulega wątpliwości, że jest lepszy od Cristiano Ronaldo. W każdym aspekcie. Jako piłkarz i jako osoba – mówi Sergio Aragoneses, bramkarz CD Tenerife, który w tym sezonie jako pierwszy został trzykrotnie pokonany przez argentyńską Pchłę. – Zna tyle sposobów, że nigdy nie wiesz jak strzeli ci gola tym razem. Sam na sam z bramkarzem może zrobić cokolwiek – przyznaje doświadczony golkiper. 
– Jeśli Messi ma dobry dzień, nic nie jest w stanie go zatrzymać. Nie pozostaje nic innego jak tylko się modlić. Kiedy przykładasz nogę, piłki już tam nie ma! – opowiada Joan Capdevila, obrońca Villarreal, który z Argentyńczykiem stoczył wiele pojedynków. – Ale trzeba przyznać, że dla przeciwnika ma ogromny szacunek, nigdy nie przychodzi mu do głowy, by kogoś upokorzyć. Gra przeciwko niemu sprawia nawet sporą radość. Oczywiście, człowiek cierpi, ale jednocześnie cieszy się, ponieważ wie, że stoi naprzeciwko kogoś, kto będzie symbolem swojej epoki – przekonuje reprezentant Hiszpanii.







Piłkarz wszechczasów? 
No właśnie: symbolem epoki czy legendą futbolu w ogóle? Dyskusja pod hasłem: Messi czy Maradona rozgorzała już na dobre. 22-latek z Rosario w piłce klubowej zdobył absolutnie wszystko, jednak by w pełni dorównać „Boskiemu”, musiałby zdobyć mistrzostwo świata w biało-błękitnej koszulce Argentyny.
– Już od kilku lat powtarzam, że on jest najlepszy. Dla mnie to najbardziej kompletny piłkarz, jakiego widziałem i na pewno przewyższa Maradonę. Jest o wiele szybszy i zwinniejszy – nie ma wątpliwości Miguel Angel Lotina, szkoleniowiec Deportivo La Coruňa.
–  Jeśli już ktoś ma mnie przewyższyć, niech będzie to Argentyńczyk. Jeśli Lionel rozegra wielki turniej w RPA zyska takie samo uwielbienie ze strony rodaków, jakie ja miałem i nadal mam – mówi Diego Maradona, który już jakiś czas temu głośno wypowiadał się o Leo jako o swoim następcy. –  Nawet gdy miną miliony lat, choćby na chwilę nie zbliżę się do wielkości Maradony. I nawet nie chcę tego robić. On jest piłkarzem wszechczasów. Ja chcę tworzyć swoją własną historię – przyznaje skromny jak zawsze Messi.
W tym celu musi jeszcze udowodnić swoją wartość rodakom. Podczas gdy w Europie jest noszony na rękach, w Argentynie nadal nie zdobył należnego mu szacunku. Powód jest bardzo prosty. Krajanie mają do niego żal, że nie gra tak samo bajecznie w reprezentacji. Ale być może także dlatego, że bardzo wcześnie wyjechał z rodzinnego kraju i nigdy nie grał w tamtejszej lidze. 
– W Argentynie trwa odwieczna dyskusja: dlaczego w Barcelonie gra tak fenomenalnie, a w reprezentacji nie. Ja zawsze powtarzam: Dajcie mi go, nawet jeśli nie jest w formie. Messi zawsze będzie Messim i w każdej chwili jego talent może eksplodować także w drużynie narodowej – mówi Sergio Goycochea, legendarny bramkarz Albiceleste. – Być może w Argentynie wywieramy na niego presję, stale porównując go z Maradoną, chociaż wszyscy przyznają, że Diego, dla odmiany, w Barcelonie nie grał tak wspaniale jak w drużynie narodowej. Messi w klubie gra bez żadnych obciążeń, z ogromną swobodą psychiczną, czego brakuje w reprezentacji. Myślę, że w tym, a nie w taktyce, czy strategii tkwi główny problem – ocenia popularny Goyco.

Najlepszy, najbogatszy
– Strzelenie dwóch, trzech goli nie jest dla niego żadną trudnością. I nieważne czy gra mecz w Champions League czy w Primera Division, nieważne, jakiej klasy rywala ma przed sobą. I każdego dnia gra coraz lepiej. Niepokoi przeciwnika, zagraża, wreszcie dokonuje egzekucji. Nic dziwnego, że w Europie umieszczany jest na tronie niczym król – mówi Leo Rodriguez Bruno z argentyńskiego dziennika „Olé”.
Jednak Messi dość długo pozostawał w cieniu innych. Najpierw genialnego Ronaldinho, później niezwykle skutecznego Samuela Eto’o. Jednak od 2008 roku powoli zaczął wyrastać na lidera drużyny. Nie przyćmiło go nawet przybycie na Camp Nou Zlatana Ibrahimovicia, gwiazdy Interu Mediolan.  
– Leo to geniusz, który cały czas się rozwija. Nie gra już tylko po prawej stronie. Kiedy Guardiola nie może liczyć na Ibrahimovicia, wówczas ustawia go na środku ataku, jak choćby w meczu z Valencią, gdzie także czuje się rewelacyjnie i z łatwością przychodzi mu zdobywanie goli – mówi Angel Cappa, były argentyński piłkarz i trener.
Messi chce grać zawsze. Gdy musi usiąść na ławce idzie tam jak na skazanie. Jakby w ogóle nie znał pojęcia „zmęczenie”, jakby ulepiony był z zupełnie innej gliny. – Wiecie, jaki jest problem z Messim? Zdjąć go z boiska w połowie meczu. Lepiej trzymać go na ławce i wpuścić w drugiej części. On nigdy nie ma dość grania. To tak jakby kopał piłkę na swoim podwórku, a matka wysłałby go po chleb. Poszedłby, ale w jak złym humorze! – opowiada Tito Vilanova, asystent Pepa Guardioli.
Jakby mało było komplementów pod adresem gry Argentyńczyka, kilka tygodni temu magazyn „France Football” umieścił go na szczycie listy najlepiej zarabiających piłkarzy na świecie. Napastnik rodem z Rosario w ubiegłym roku wzbogacił się o 33 miliony euro i tym samym zdeklasował dotychczasowe gwiazdy: Davida Beckhama (30, 4 mln) i Cristiano Ronaldo (30 mln). W FCB Messi otrzymuje 10 mln euro rocznie (w tym aspekcie przewyższa go jedynie CR9, który w Realu dostaje 12 mln), do tego doszło 4 mln euro w postaci premii za wygranie sześciu tytułów w 2009 roku. Pozostałe 19 mln to wpływy z reklam produktów, których jest twarzą.
– Jeśli miałbym grać za darmo, robiłbym to bez problemu – wyznaje Messi. – Pieniądze pozwalają żyć lepiej, ale nie to jest dla mnie najważniejsze i nie to mnie motywuje. Ja żyję, aby grać w piłkę, a nie dla korzyści majątkowych, które za tym idą. Poza tym zawsze gram dla drużyny, nigdy dla siebie. Nagrody indywidualne są czymś pięknym, ale najważniejsze są sukcesy całego zespołu – zaznacza Leo.

Niechciany bohater
Zgoła inaczej potoczyły się losy młodszego o sześć miesięcy Gonzalo Higuaina, którego droga na szczyt była bardzo kręta i wyboista. El Pipita przybył do Madrytu w grudniu 2006 roku. Real kupił go z River Plate za 12 milionów euro. Od początku miał pod górkę. Cały czas musiał szarpać się z kolejnymi trenerami, którzy nie widzieli dla niego miejsca w podstawowym składzie (– Nigdy nie strzeli więcej niż 12 goli w sezonie – prognozował Bernd Schuster). Kibice dworowali sobie z jego fryzury, a media kpiły, że jest to najbardziej nietrafiony transfer ostatnich lat. Kiedy z klubu w niesławie odchodził prezes Ramon Calderon, który kupił młodego Argentyńczyka, głośno mówiło się, że z końcem sezonu Real pozbędzie się także i jego. Wprawdzie w ubiegłym sezonie w 44 meczach strzelił 24 gole, jednak wobec nowej polityki i filozofii Florentino Pereza i jego galaktycznych transferów (Cristiano Ronaldo, Kaká, Karim Benzema), hiszpańscy komentatorzy byli przekonani, że etap kariery Gonzalo Higuaina w klubie z Chamartin właśnie dobiegł końca. Nic bardziej mylnego. Na Santiago Bernabeu wcale nie bryluje Benzema (który od kilku tygodni jest kontuzjowany i po cichu mówi się, że Real zechce się go pozbyć), a CR9 strzelił dotychczas mniej goli niż popularny El Pipita. Urodzony we Francji Argentyńczyk (syn obrońcy Jorge El Pipy Higuaina) w mig zyskał sobie sympatię kibiców i mediów. Chociaż komentatorzy wypominają mu, że często zawodzi w meczach o najwyższą stawkę – nie strzelił gola w Gran Derbi na Camp Nou, nie wykorzystał trzech stuprocentowych sytuacji w rewanżowym meczu z Lyonem w Champions League, co kosztowało Real szóste z rzędu odpadnięcie z europejskich pucharów i ośmieszenie na arenie międzynarodowej.
– Higuain jest synonimem skuteczności, imponuje twardym charakterem – mówi Leo Rodriguez Bruno. – Po krytyce, jaka spłynęła na niego po meczu z Lyonem, bardzo szybko zdołał się otrząsnąć i w następnym meczu zdobył trzy gole. Szybko się podnosi i pokazuje na co go stać. To samo zresztą zdarzyło się w reprezentacji. W swoim debiucie w meczu z Peru nie wykorzystał klarownej sytuacji, ale po chwili zrehabilitował się, umieszczając piłkę w siatce – przypomina Rodriguez Bruno.






Killer pola karnego
El Pipita już bywa porównywany z legendarnymi piłkarzami Los Blancos. Argentyńczyk strzela gole średnio co 70 minut, w czym jest lepszy od Alfredo di Stefano, Ferenca Puskasa i Hugo Sancheza. W tej chwili w rozgrywkach ligowych więcej bramek ma na koncie tylko jego rodak Leo Messi, ale trzeba zaznaczyć, że Higuain aż do dziewiątej kolejki był jedynie rezerwowym, mimo że trener Realu, Manuel Pellegrini, przyznaje, że od początku wierzył w możliwości Argentyńczyka.
– Nie jest to dla mnie żadną niespodzianką. Widzę jak trenuje każdego dnia, byłem pewien, że będzie wielkim goleadorem – opowiada chilijski szkoleniowiec. – To piłkarz, który z roku na rok gra coraz lepiej. Jego strzały są niezwykle mocne, a gdy nabiera prędkości, obrońcy mają problemy, żeby go zatrzymać. Najważniejsze jest jednak to, że cały czas stać go na więcej – przyznaje Pellegrini.
– On jest killerem pola karnego. Nie potrafię zdefiniować go w inny sposób – mówi krótko David de Gea, bramkarz Atletico Madryt, który siłę uderzenia snajpera Realu odczuł podczas ostatniego meczu derbowego na Santiago Bernabeu.
W jego umiejętności nigdy nie wątpiła rodzina, a trenerzy w River byli przekonani, że wcześniej czy później zostanie gwiazdą światowego formatu.
– Od początku wiedziałem, że będzie piłkarzem pierwszej wielkości – przekonuje Jorge Higuian, ojciec Gonzalo. –  Już w wieku sześciu lat wyróżniał się grając w Baby Futbol (pięciu na pięciu), trzy lata później był już w szkółce River Plate. W pierwszej drużynie zadebiutował mając 17 lat. Sport ma we krwi. Nie tylko dlatego, że ja byłem piłkarzem. Jeden z moich braci grał w Nuevo Chicago, mój szwagier był zawodnikiem San Lorenzo, a teść był trenerem bokserów. Gonzalo od dziecka był bardzo spokojny i trochę nieśmiały, ale na boisku zamienia się w prawdziwego wojownika i to jest najważniejsze. Zawsze mu powtarzam jak trudno jest dostać się na szczyt i że jeszcze trudniej jest się na nim utrzymać – opowiada Higuain senior.
– Nigdy nie uskarżał się, że musi walczyć o miejsce. U nas musiał współzawodniczyć z Raulem i Ruudem van Nistelrooyem. Pracował ciężko, nie odpuszczał jak inni. Ma zwycięski charakter i żyje dla futbolu – mówi Manolo Ruiz, asystent Schustera. – Poza tym nie ma spadków formy. Imponuje regularnością – dodaje.
To właśnie ten charakter młodego Argentyńczyka przyciągnął uwagę Franco Baldiniego, który jesienią 2006 roku pojechał do Buenos Aires, by obejrzeć kilka meczów z udziałem ówczesnego piłkarza River. – Miał błysk w oku – stwierdził wówczas asystent Pedji Mijatovicia. – Chodzi o to, że ja po prostu kocham futbol – wyznaje El Pipita.
Kontrakt Higuaina wygasa dopiero w 2013 roku, ale jego los na Santiago Bernabeu wcale jest niepewny. O argentyńskiego snajpera pytają już angielscy potentaci z Manchesterem United, Manchestrem City i Chelsea na czele, między wierszami przewija się nawet nazwa FC Barcelona. A piłkarz żąda podwyżki: obecnie zarabia skromny milion euro rocznie, domaga się czterech, ale klub na razie oferuje mu tylko dwa miliony. Nie wiadomo też, co chodzi po głowie Florentino Perezowi. Zamiast od początku zaufać El Pipicie, wolał sprowadzić Benzemę, teraz głośno mówi o ściągnięciu do Madrytu Wayne’a Rooney’a, nadal nie rezygnuje z marzeń o Kunie Agüero. – Nie możemy sprzedać zawodnika, który strzela 30 goli w sezonie! – mówią dyrektorzy klubu z Chamartin.

Walka  z przeciwnościami
Ani Messi, ani Higuain nie mieli łatwo. Ich wielka piłkarska przyszłość wcale nie była taka pewna. Obaj borykali się z poważnymi problemami natury zdrowotnej. Leo cierpiał na niedobór hormonu wzrostu. Młodym piłkarzem poważnie zainteresowany był River Plate (gdzie grałby z Higuainem!), jednak po wykryciu tego schorzenia, okazało się, że ani klubu z Buenos Aires, ani rodziny nie stać na tak drogą kurację. Na szczęście pomocną dłoń wyciągnęli przedstawiciele katalońskiego klubu, których boiskowe wyczyny małego Lionela oczarowały do tego stopnia, że bez wahania zaproponowali, iż pokryją koszty leczenia, a młody piłkarz będzie szkolił się dalej w szkółce FC Barcelona. Warto dodać, że gdy Messi przybył do Hiszpanii, mierzył zaledwie 140 cm (dziś ma 169).
Z kolei Gonzalo Higuain gdy miał zaledwie 10 miesięcy zachorował na zapalenie opon mózgowych. Choroba została wykryta już w dość zaawansowanym stadium. Mały Gonzalo spędził w szpitalu trzy tygodnie, a lekarze orzekli, że w każdej chwili mogą pojawić się powikłania, zaburzające koordynację ruchową. Aby temu przeciwdziałać, przez wiele lat codziennie musiał przyjmować odpowiednie lekarstwa…
Obaj pokonali przeciwności losu, wygrali z chorobą, stali się mocniejsi. Fizycznie i psychicznie. Dziś stanowią o sile swoich zespołów, będą liderami reprezentacji Argentyny na mundialu w Republice Południowej Afryki. Wcześniej jednak staną naprzeciwko siebie w Gran Derbi. Który z nich wygra ten kluczowy dla losów mistrzostwa Hiszpanii pojedynek?
– O ile Barcelona przystępuje do Gran Derbi z niewielkim zapasem paliwa, to największa gwiazda klubu, Messi, wyjdzie na Santiago Bernabeu we wspaniałej formie i niesamowitą liczbą goli na koncie, dzięki której śmiało można mówić o nim jako tegorocznym zdobywcy Złotego Buta. Od jego inspiracji w najbliższych meczach zależeć będzie, czy Barcelona zdobędzie kolejne tytuły – ocenia Xavier Ensenyat z tygodnika „Don Balon”. – Po drugiej stronie stoi także niezwykle skuteczny Gonzalo Higuain, który wywołuje zazdrość u samego Cristiano Ronaldo. Portugalczyk zawsze przecież chce być gwiazdą i to za wszelką cenę. Dla mnie faworytem jest Real, który w lidze na Bernabeu nie przegrał jeszcze żadnego meczu, jednak „10” azulgrany w mig może zetrzeć w proch taką prognozę.
– Messi i Higuain, którzy dziś są wychwalani przez Hiszpanów, mają coś do udowodnienia Argentyńczykom: wyczyny w lidze przełożyć na reprezentację. Tego wymagają od nich kibice w ich rodzinnym kraju. Jest to niezbędne, by Messi był komplementowany tak jak Maradona, a Higuain zasłużył na miano nowego Batistuty. I  w tym celu Diego musi stworzyć drużynę, która będzie potrafiła ich otoczyć i wesprzeć. Podczas gdy zespół Maradony uprawia karting, oni brylują w Formule 1 – mówi Rodriguez Bruno z dziennika „Olé. – Zanim jednak spotkają się w reprezentacji staną po przeciwnych stronach w meczu na Santiago Bernabeu. Nie różni ich wiele, jednak zasadnicza dysproporcja między jednym a drugim polega na tym, że FC Barcelona jest wielką drużyną (Drużyną!), a Real jest zbiorem gwiazd. Iniesta, Xavi, Messi, Ibrahimović, Henry grają dla zespołu. Dla odmiany w obozie Królewskich błyszczeć chce każdy z osobna, tam ego Cristiano Ronaldo zderza się z ego Kaki, Gutiego, Raula… Dlatego Barςa już na starcie ma niewielką przewagę – uważa Rodriguez Bruno.

Barbara Bardadyn
Kwiecień 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz