środa, 14 lipca 2010

FABIO COENTRÃO




Cristiano Ronaldo? Dla Portugalczyków już się nie liczy. Gwiazdor Realu Madryt swój status w rodzinnym kraju utracił na rzecz młodszego o trzy lata Fabio Coentrão. Wystarczyły tylko cztery mecze na mistrzostwach świata. Lewy obrońca Benfiki Lizbona przebojem wdarł się do reprezentacji i mimo że drużyna Carlosa Queiroza pożegnała się z mundialem po przegranym 0:1 meczu z Hiszpanią, to i tak jednym z odkryć afrykańskiego turnieju został właśnie Coentrão. 

Selekcjoner dość długo szukał odpowiedniego piłkarza na lewą stronę i nie mógł wybrać lepiej. – Fabio posiada niesłychanie ogromny potencjał i jest typem piłkarza, który dla portugalskiego futbolu zrobi bardzo wiele – zachwyca się Carlos Queiroz.
W ojczyźnie nikt nie ma wątpliwości, że 22 –letni zawodnik był również najlepszym piłkarzem drużyny narodowej w Republice Południowej Afryki. Wygrywał wszystkie ankiety, wyprzedzając bramkarza Eduardo i Raula Meirelesa. O Cristiano Ronaldo nikt nie wspomina nawet słowem. Bo gwiazdą Portugalii jest teraz obrońca Benfiki, o którego już walczą największe europejskie kluby. Na jego transferze zależy Interowi Mediolan i Juventusowi Turyn (włoska prasa okrzyknęła go mianem „Figo z Caxinas”, od dzielnicy miasta, w którym się urodził), a Bayern Monachium złożył ofertę w wysokości najpierw 15, a później 20 mln euro. Odejdzie czy zostanie? – Na to pytanie chyba sam Fabio nie potrafi odpowiedzieć – mówi nam Jorge Pedroso Faria z „Jornal de Noticias”.  – Trenerowi i prezesowi Benfiki bardzo zależy, żeby został. Dlatego kiedy w październiku minionego roku Fabio przedłużył kontrakt do 2015 roku, wpisano w nim klauzulę odstępnego w wysokości 30 mln euro, niewykluczone, że zostanie ona podwyższona do 40 mln. Ja uważam, że powinien zostać w Portugalii jeszcze na jeden sezon. Dojrzałby i nauczył zdrowej rywalizacji – uważa portugalski dziennikarz. 
Fabio jest wychowankiem Rio Ave, gdzie zaczynał grać jako lewoskrzydłowy. W 2007 roku wypatrzyła go Benfica Lizbona. Jednak po pięciu meczach został wypożyczony do Nacionalu Madeira, gdzie w 15 występach zdobył cztery bramki.
– Do Lizbony trafiłem jako 19-latek i od razu woda sodowa uderzyła mi do głowy – wspomina z perspektywy czasu. – Powinienem bardziej myśleć. Robiłem rzeczy, których nie powinienem, ale też wypisywano na mój temat sporo bzdur. Było mi bardzo przykro. Jednak pobyt na Maderze zrobił mi bardzo dobrze. Tam wreszcie zobaczyłem co znaczy prawdziwe życie, dojrzałem – opowiada.
Zła fama przyszła wraz z nim także do Hiszpanii. W 2008 roku Benfica wypożyczyła go bowiem do drugoligowego wówczas Realu Saragossa. – W Saragossie nie pozwolili mi, abym pokazał co potrafię. Trener Marcelino praktycznie nie wpuszczał mnie na boisko i, co najgorsze, klub zaczął rozpuszczać plotki, że o siebie nie dbam i że noce spędzam na imprezach – żalił się Fabio. – Nie byli wobec mnie uczciwi. Mam nadzieję, że teraz zdadzą sobie sprawę, że źle mnie osądzili i bardzo się pomylili co do mnie jako piłkarza, i jako człowieka. Ostatecznie w Saragossie wystąpił tylko w jednym meczu… Po powrocie do Lizbony, Benfica znów wypożyczyła go na pół roku, tym razem do Rio Ave, klubu z rodzinnego miasta. W 16 występach strzelił trzy gole, w tym dwa nie byle komu, bo FC Porto na Estadio do Dragão. Z końcem sezonu wrócił do stolicy, a trener Jorge Jesus postanowił przesunąć ze skrzydła do defensywy. – Będzie jednym z najlepszych lewych obrońców na świecie – przekonywał portugalski szkoleniowiec.
Już  pierwszym meczu sezonu przeciwko Maritimo zagrałem w obronie. Byłem nieco zdezorientowany, ponieważ nigdy przedtem nie występowałem na tej pozycji, praktycznie nic o niej nie wiedziałem. Jednak miałem całkowite zaufanie ze strony trenera, który prosił bym zachował spokój, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej. Słuchałem jego rad i wszystko potoczyło się dobrze – wspominał Fabio po zakończeniu sezonu, w którym rozegrał 26 spotkań i zdobył mistrzostwo kraju.
Fakt, że w przeszłości grał jako lewoskrzydłowy, sprawia, że teraz bardzo często wychodzi do przodu i uczestniczy w akcjach ofensywnych, jednocześnie rewelacyjnie spisując się w obronie.
– Wierzę w swoje umiejętności. Wiem co potrafię. Nie będę mówił, że ten, czy tamten są lepsi ode mnie. Uważam, że to ja jestem najlepszy w Portugalii! – mówił jeszcze przed mundialem. Z kolei po grupowym meczu z Brazylią, nie pozostawił już żadnych złudzeń: – Jestem najlepszym lewym obrońcą na świecie.
Tak jak Cristiano Ronaldo charyzmę i pewność siebie posiada na pewno. Ale czy osiągnie więcej niż rodak?

Barbara Bardadyn
Lipiec 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz