czwartek, 5 sierpnia 2010

RAÚL




Chyba nawet najwięksi wrogowie Realu Madryt nie przypuszczali, że nadejdzie dzień kiedy zobaczą go w koszulce innej drużyny. A jednak. Po 16 latach Raul, ikona Królewskich, wielki kapitan, genialny piłkarz i cudowny człowiek, wzbudzający respekt i podziw rywali, opuścił Santiago Bernabeu i na dwa lata zawiązał się z Schalke 04.

Jego rozstanie z Realem przypominało pogrzeb. Pogrzeb, na który wielu jednak nie dotarło. To było potwornie smutne. I nie tylko dlatego, że odchodził wielki piłkarz, wielki goleador, człowiek, który pobił niemal wszystkie możliwe rekordy. Za 16 lat wytężonej pracy, sukcesów i wzruszeń, należało mu się godne pożegnanie, choćby w niewielkim stopniu przygotowane z taką pompą, z jaką w ubiegłym roku witano na Santiago Bernabeu Cristiano Ronaldo. Na przywitanie Portugalczyka przyszło wówczas 80 tysięcy kibiców. Na pożegnaniu Raula obecnych było 300 osób. Z trudem powstrzymując łzy wygłosił on pożegnalną mowę, od Florentino Pereza dostał pamiątkowy zegarek. I tyle. Nawet koszulkę z numerem „7” już następnego dnia przekazano Cristiano Ronaldo. A „siódemka” powinna być nietykalna. W hołdzie i w podziękowaniu dla piłkarza, który na zawsze będzie uosabiany z Realem Madryt.

Madridista o czerwono-białym sercu
–Na pierwszym treningu pojawił się niczym bezpański pies: nieufny i trochę wychudzony. Oczywiście jego obecność nie była w stanie wywrzeć na nikim wrażenia, ale wystarczyło, że piłka znalazła się w grze, a on przeistaczał się w kogoś wielkiego. Nie bał się nikogo. Ani piłkarzy światowego formatu, którzy byli jego kolegami z boiska, ani rzeźników, którzy go faulowali. A miał tylko 17 lat – wspomina Jorge Valdano, który dzisiejszej ikonie Realu Madryt dał szansę debiutu w pierwszej drużynie.
Był 28 października 1994 roku kiedy Valdano powołał 17-letniego chłopaka na pierwszy mecz ligowy. Real grał na wyjeździe na La Romareda. – Powiedziałem moim rodzicom, że jadę do Saragossy. „Do Saragossy? A po co?” – zapytał zaskoczony ojciec. Byłem tak podekscytowany, że nie mogłem nawet jeść – wspominał po latach Raul. – W autobusie w drodze do Saragossy zacząłem go szukać, żeby z nim porozmawiać. Byłem przekonany, że jest bardzo zdenerwowany przed meczem, a znalazłem go spokojnie śpiącego – opowiadał Valdano.
Tydzień później strzelił swego pierwszego gola i to w derbach z Atletico, czyli z klubem, w którym zaczynał swoją przygodę z futbolem, w którym spędził dwa lata i – zanim jeszcze zadebiutował w pierwszej drużynie Realu – do którego mógł wrócić. Mało brakowało. Pochodząca z południowej części Madrytu niezbyt zamożna rodzina państwa Gonzalez Blanco od zawsze kibicowała Atletico, a miłością do Los Colchoneros zaraził Raula jego brat. Przyszły napastnik Królewskich zapewne zostałby w Atleti, ale prezydent Jesus Gil postanowił zlikwidować drużyny młodzieżowe. Skauci Realu zadziałali natychmiast i Raul trafił do obozu odwiecznego wroga. Po dwóch latach władze Atleti zorientowały się, że wypuściły z rąk piłkarza ponadprzeciętnego i postanowiły działać. Młody zawodnik był już praktycznie spakowany i gotowy do powrotu, ale ówczesny trener Realu niemal stanął na głowie, by zatrzymać młodą gwiazdę. – Porozmawiałem z nim w cztery oczy. Przekonałem go. Ale wtedy po raz pierwszy w życiu oszukałem piłkarza. Powiedziałem, że niebawem będzie grał mecze towarzyskie… a grał oficjalne – wspomina Jorge Valdano.
Raul nigdy nie przyzna tego publicznie, ale do dziś darzy klub z Vicente Calderon szczególnym sentymentem i zawsze interesują go wyniki meczów. Cała jego rodzina pozostała wierna tradycji i nadal kibicuje Los Rojiblancos.

On umrze bez futbolu
W wieku 19 lat miał już na koncie sto meczów w Primera Division i dwa tytuły mistrza Hiszpanii. W ciągu 16 lat spędzonych w klubie z Chamartin dwukrotnie wygrywał Trofeo Pichichi dla najlepszego strzelca: w sezonie 1998/99 zdobył 25 goli, a w sezonie 2000/01 – 24. W barwach Królewskich sześciokrotnie zdobywał mistrzostwo Hiszpanii, trzy razy Champions League, dwukrotnie Puchar Interkontynentalny, raz Superpuchar Europy i cztery Superpuchary Hiszpanii. Jego statystyki mogą przyprawić o zawrót głowy: 550 meczów w lidze i 228 goli, 45 w Pucharze Króla (25 goli) i 135 w europejskich pucharach (67 trafień). Łącznie w 741 meczach strzelił 323 gole. W reprezentacji wystąpił 102 razy i zdobył 44 bramki. To absolutny snajperski rekord La Roja. Ponadto jest piłkarzem, który rozegrał najwięcej meczów w koszulce Realu, który strzelił dla klubu najwięcej goli w lidze i w rozgrywkach europejskich, a także cały czas pozostaje najskuteczniejszym zawodnikiem w historii Champions League (66 goli). Nigdy nie dostał czerwonej kartki.
Jego imponujące CV ma jednak dwie białe plamy. Aby mógł czuć się absolutnie spełnionym jako futbolista zabrakło mu dwóch rzeczy: sukcesu z reprezentacją i Złotej Piłki, prestiżowej nagrody tygodnika „France Football”. Najwyżej, na 2. miejscu, znalazł się w 2001 roku. Wtedy o 36 głosów wyprzedził go Michael Owen (FC Liverpool). – Raul to taki Messi albo Cristiano swej epoki. Wielki piłkarz. Potraktowano go bardzo niesprawiedliwie. Jak nikt zasłużył na Złotą Piłkę – uważa Santiago Caňizares, były bramkarz Realu i Valencii.
Aż do minionego sezonu zawsze był graczem podstawowej „11”. Przez klub przewijały się największe gwiazdy, ale Raul zawsze miał swoje miejsce na boisku. Był niezastąpiony. Opuścił Madryt, ponieważ – jak wyjaśniał – chciał na nowo poczuć się piłkarzem. – Wiem, że Mourinho zależało, abym został, bardzo chciał ze mną pracować i sprawił nawet, że zacząłem się wahać, ale ostatecznie pomyślałem: teraz albo nigdy. To była jedyna szansa, by spróbować czegoś nowego – uzasadniał swój wybór Raul.
Co później? – Jego przyszłość jest w futbolu. To jego życie. Potrzebuje tego. Jednego dnia przestanie być piłkarzem, a następnego będzie już potrzebował treningu, dlatego zostanie szkoleniowcem. Umrze, jeśli nie będzie blisko murawy – mówi Michel Salgado, kompan z klubu i reprezentacji. – Pewnego dnia Raul będzie trenerem Realu, a ja jego prezydentem – powiedział ponad rok temu Guti. Kto wie? Będzie miał szansę, by pobić kolejne rekordy.

Barbara Bardadyn
Sierpień 2010


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz